Lunar Tombfields
“An Arrow to the Sun”
Les Acteurs de L’Ombre Productions 2023
Lunar Tomfields to zespół młody, bo powołany do
życia zaledwie trzy lata temu. W zeszłym roku nakładem Les Acteurs de L’Ombre
Productions ukazał się ich debiutancki krążek, a dziś stoimy w przededniu jego
następcy. O ile wspomniany przed chwilą dziewiczy materiał jakoś nie zrobił na
mnie mocniejszego wrażenia, tak z „An Arror to the Sun” sprawy już się mają
inaczej. Niby francuski duet nie zmienił jakoś drastycznie swojego stylu, i
nadal obraca się w ramach atmosferycznego black metalu, jednak dość znacznie go
rozwinął i udoskonalił. Po krótkim wprowadzeniu przechodzimy momentalnie do
ostrego, a zarazem mocno melodyjnego riffowania, które momentalnie przywodzi na
myśl Mgłę. Tak, nie norweskie jej inspirację, ale właśnie Mgłę. Szybko jednak
okazuje się, i może na całe szczęście, że Lunar Tombfields nie chcą być drugą
Odrazą czy Uadą, bowiem wachlarz ich inspiracji zawiera zdecydowanie więcej odcieni
i pomysłów własnych. Kolejne, dość długie, bo trwające po osiem – dziewięć
minut utwory, zawierają w sobie praktycznie wszystko, by uczynić album
ciekawym. Między cierniste tremolo panowie wplatają akordy bardziej nastrojowe,
chwilami zahaczające niemal o funeral doom. Kryje się w nich ziarnko smutku ale
i sporo złości, choć muzyka Lunar Tombfields nie jest oparta na typowej grze
kolidujących ze sobą kontrastów. W tym przypadku oba te składniki jakby
przenikają się nawzajem i uzupełniają. Co istotne, owa blackmetalowa
„atmosferyczność” tego krążka nie wiąże się wcale z nadmiernym stosowaniem
syntezatora, bowiem tego instrumentu tu nie uświadczymy. Jej esencją jest
umiejętnie budowany klimat. Wciągający powoli acz sukcesywnie. Pewnie, są na
„An Arrow to the Sun” momenty, które można zanucić już po dwóch odsłuchach,
jednak płyta jako całość dojrzewa dopiero z czasem. I zdecydowanie odważniej
odkrywa swoje walory, gdy zostaniemy z nią dłużej sam na sam. Francuzi potrafią
utrzymać słuchacza w napięciu i nie pozwalają, by w muzyce zagnieździła się
nuda. A to poczęstują naprawdę dobrym fragmentem akustycznym, a to
emocjonalnymi wokalami, chwilami ocierającymi się wręcz o uczuciowy
ekshibicjonizm. Najbardziej podoba mi się jednak to, że mimo iż płyta ta jest dość
zróżnicowana, to brak na niej niepotrzebnych udziwnień. Oraz, chyba przede
wszystkim to, że od pierwszej sesji odsłuchowej nagrania te urosły w moich
oczach niczym napompowany balon. Dlatego też uważam rekomendację tegoż
materiału za obowiązkową. Dajcie tej płycie trochę czasu, a nie pożałujecie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz