wtorek, 10 października 2023

Recenzja Lunar Tombfields “An Arrow to the Sun”

 

Lunar Tombfields

“An Arrow to the Sun”

Les Acteurs de L’Ombre Productions 2023

Lunar Tomfields to zespół młody, bo powołany do życia zaledwie trzy lata temu. W zeszłym roku nakładem Les Acteurs de L’Ombre Productions ukazał się ich debiutancki krążek, a dziś stoimy w przededniu jego następcy. O ile wspomniany przed chwilą dziewiczy materiał jakoś nie zrobił na mnie mocniejszego wrażenia, tak z „An Arror to the Sun” sprawy już się mają inaczej. Niby francuski duet nie zmienił jakoś drastycznie swojego stylu, i nadal obraca się w ramach atmosferycznego black metalu, jednak dość znacznie go rozwinął i udoskonalił. Po krótkim wprowadzeniu przechodzimy momentalnie do ostrego, a zarazem mocno melodyjnego riffowania, które momentalnie przywodzi na myśl Mgłę. Tak, nie norweskie jej inspirację, ale właśnie Mgłę. Szybko jednak okazuje się, i może na całe szczęście, że Lunar Tombfields nie chcą być drugą Odrazą czy Uadą, bowiem wachlarz ich inspiracji zawiera zdecydowanie więcej odcieni i pomysłów własnych. Kolejne, dość długie, bo trwające po osiem – dziewięć minut utwory, zawierają w sobie praktycznie wszystko, by uczynić album ciekawym. Między cierniste tremolo panowie wplatają akordy bardziej nastrojowe, chwilami zahaczające niemal o funeral doom. Kryje się w nich ziarnko smutku ale i sporo złości, choć muzyka Lunar Tombfields nie jest oparta na typowej grze kolidujących ze sobą kontrastów. W tym przypadku oba te składniki jakby przenikają się nawzajem i uzupełniają. Co istotne, owa blackmetalowa „atmosferyczność” tego krążka nie wiąże się wcale z nadmiernym stosowaniem syntezatora, bowiem tego instrumentu tu nie uświadczymy. Jej esencją jest umiejętnie budowany klimat. Wciągający powoli acz sukcesywnie. Pewnie, są na „An Arrow to the Sun” momenty, które można zanucić już po dwóch odsłuchach, jednak płyta jako całość dojrzewa dopiero z czasem. I zdecydowanie odważniej odkrywa swoje walory, gdy zostaniemy z nią dłużej sam na sam. Francuzi potrafią utrzymać słuchacza w napięciu i nie pozwalają, by w muzyce zagnieździła się nuda. A to poczęstują naprawdę dobrym fragmentem akustycznym, a to emocjonalnymi wokalami, chwilami ocierającymi się wręcz o uczuciowy ekshibicjonizm. Najbardziej podoba mi się jednak to, że mimo iż płyta ta jest dość zróżnicowana, to brak na niej niepotrzebnych udziwnień. Oraz, chyba przede wszystkim to, że od pierwszej sesji odsłuchowej nagrania te urosły w moich oczach niczym napompowany balon. Dlatego też uważam rekomendację tegoż materiału za obowiązkową. Dajcie tej płycie trochę czasu, a nie pożałujecie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz