Profanatica
„Crux
Simplex”
Season Of Mist 2023
Prawdę
mówiąc to nie znam twórczości tych Amerykanów, a po tym w jakie rozbawienie
wprawił mnie, zresztą nie byłem wtedy jedyny, ich materiał ze splitu z
kolumbijską Masacre, zupełnie odechciało mi się sięgać po kolejne wydawnictwa
tego tercetu. Pamiętam, że te cztery numery tam umieszczone jawiły się jako
nieudolne naśladownictwo tego, co wybuchło ówcześnie w Norwegii. Cóż zatem
znalazłem na szóstym albumie Profanatica? Ano całkiem brutalny black / death,
który uzyskany został za pomocą gruzowatych gitar, ciężkiego basu i łomoczącej
perkusji. To już całkiem inna muzyka niż w 1992 roku. Jej charakter jest zgoła odmienny.
Poza jednostajnym usposobieniem nic już go nie zbliża do skandynawskich kapel z
tamtego okresu. Bezlitosne riffy i tremolo pędzą tutaj w zróżnicowanym tempie,
a ich bezkompromisowe mielenie przypomina raczej brygady pokroju Incantation,
ale to chyba jest oczywiste z wiadomych powodów. Brzmienie jest dość gęste i
przysadziste, a odpowiednia rejestracja dźwięku zadbała o to, żeby całość była
odpowiednio chropowata i odstręczająca. Podobnie rzecz ma się z wokalami, za
pomocą których Paul Ledney w obrzydliwym stylu wypluwa z siebie bluźnierstwa. W
ogóle „Crux Simplex” to dziesięć utworów, z których sączy się niesamowita
nienawiść wobec chrześcijańskiego porządku. Muzycy bez oglądania się na nikogo
wylewają na „boski” świat całe morze pomyj, zepsutej krwi oraz zgniłych
poporodowych łożysk. Wszystko podane przez nie kłaniający się fałszywym bożkom
i plujący jadem, mocno polany smołą śmierć metal. Ci, którzy powinni czuć się
obrażeni słuchając tego materiału zapewne będą, gdy reszta będzie pławić się z
rozkoszą w tych bezeceństwach. Ja również, choć przydusza mnie nieco monotonia
tego wydawnictwa, bo kompozycje są do siebie bardzo podobne i niejako zlewają
się w jedną całość. Dobrze jednak, że to trio odeszło od swych pierwocin i
poszło we własnym kierunku.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz