wtorek, 17 października 2023

Recenzja Ecocide „Metamorphosis”

 

Ecocide

„Metamorphosis”

Memento Mori 2023

Powrót po latach, bo po wydaniu w 2013 roku swego debiutu „Eye Of Wicked Sight” i poza jeszcze trzema singlami nie nagrali nic. Teraz ten holenderski skład pojawia się znów, aby przypomnieć o swym istnieniu i w ostatniej dekadzie października zaprezentować swój drugi krążek. W ich muzyce nic się specjalnie od tamtego czasu nie zmieniło, bo w dalszym ciągu grają staroszkolny death metal, robiący wyraźny ukłon w stronę amerykańskiej szkoły tego gatunku.Świeżutki „Metamorphosis” zawiera w sobie dziewięć kawałków energicznego deta, o zmiennych tempach, lecz już z mniejszą thrashową manierą, która mocno wychylała swój łeb na jedynce. Rejestrując swój najnowszy materiał kwartet ten dociążył nieco brzmienie gitar i sekcji rytmicznej, co spowodowało, że jeszcze bardziej upodobnił się do kapel, które nagrywały w Morrisound Recording, bowiem Ecocide swym muzykowaniem mocno przypomina takie kapele jak Massacre, wczesny Death czy Obituary. Charakter riffowania jednoznacznie wskazuje na Florydę i tamtejsze podejście do death metalu. Strojenie wioseł jest mięsiste, bas posiada odpowiednią wagę, podobnie jak bębny, a rasowe wokale to nic innego jak swoiste połączenie Kam’a Lee i John’a Tardy. Holendrzy według ustalonego wzorca w szybszych momentach zasypują nas blastami, w wolniejszych potrafią nieźle pomiażdżyć, a i sumienną solówką też zaskoczą. Wszystko to zespolone w jedną całość owocuje intensywną łupanką, która bezustannie zaskakuje nas różnorodnymi przejściami z jednego akordu w drugi jak i również zmienną agogiką, co nie pozwala się nudzić podczas słuchania „Metamorphosis”. Jednakże należy zwrócić uwagę na to, że pomimo zagęszczenia i dodaniu kilku kilogramów dźwiękom, od czasu do czasu słychać tutaj thrashowe naleciałości, przywodzące skojarzenia z Pestilence, uwidaczniające się zwłaszcza w średnich partiach oraz pewne smaczki z podpisem Slayer’a. Nieco to uskrzydla tą produkcję, dodając jej różnorodności i impetu, który i tak jest już niewątpliwie znaczny. Klasyczny death metal, śmierdzący Bagnami Everglades w troszeczkę odświeżonej formie. Polecam, te 33 minuty nie będą zmarnowane.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz