czwartek, 5 października 2023

Recenzja Urgehal „Aeons In Sodom”

 

Urgehal

„Aeons In Sodom”

Necroeucharist Prod. 2023 (Re-issue)

Norweski Urgehal był zawsze w moim mniemaniu zespołem trochę niedocenionym. Powstali w połowie lat dziewięćdziesiątych, czyli okresie, kiedy to black metal święcił największe tryumfy, zarejestrowali siedem pełnych albumów, lecz zawsze pozostawali w cieniu tych największych, mimo iż muzycznie wcale im nie ustępowali. Zapewne gdyby nie przedwczesna śmierć Nefasa, zespół zarejestrowałby kolejne wydawnictwa, ale stało się jak się stało. Norwegowie wykorzystali pomysły jakie pozostawił po sobie ów człowiek, i w cztery lata po jego odejściu wydali ostatni album, będący siódmą pieczęcią, trybutem w którym udział wzięło wiele znanych i zasłużonych scenie osobistości, by wspomnieć jedynie Nocturno Culto, Hoest’a czy braci Cortez. Po siedmiu latach materiał ten po raz pierwszy ujrzał światło dzienne dzięki Necroeucharist Productions w formacie kasetowym, zatem dla fanów tego nośnika jest to zapewne nie lada gratka. Tym bardziej, że rzeczony materiał to niemal pięćdziesiąt minut wyśmienitego black metalu. Co, podobnie jak i wcześniejsze wydawnictwa, cechuje „Aeons In Sodom”, to bogactwo różnorodnych riffów. Tutaj nie ma zapętlonych motywów czy jazdy przez kilka minut na dwóch chwytach. Szorstkie tremolo mieszają się z kostkowaniem bardziej tradycyjnym, często przechodząc z nordyckiego klimatu w rejony bardziej punkowe, jednocześnie wpadające w ucho i taneczne co zacinające swoją ostrością niczym norweska zamieć. Trzeba przyznać, że muzykę Urgehal zawsze cechowała ponadprzeciętna chwytliwość. Podobnie jak w przypadku choćby deathmetalowego Bolt Thrower, nie ma w niej miejsca na przypadkowe akordy. Tutaj aż roi się od pomysłów, a każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego. Przy tych dźwiękach nie da się utrzymać dupy na krześle, one niemal fizycznie zmuszają do wykonywania niekontrolowanych odruchów i wymachiwania pięścią. No posłuchajcie pierwszego z brzegu „Blood of the Legion” i postarajcie się utrzymać emocje na wodzy. Ja nie potrafię. Wiele z utworów na tym krążku cechuje także thrashowy sznyt, a gitarzyści chwilami prezentują naprawdę kunszt najwyższej klasy. Zresztą rozkładając ten album na czynniki pierwsze tak naprawdę można by napisać osobny tekst pochwalny dla wszystkich dorzucających doń swoją cegiełkę muzyków. Mamy tu naprawdę doskonałe partie bębnów, niejednokrotnie wymykające się standardom gatunku pod względem technicznym. Mamy też kurewsko mocne wokale, jakby każdy z gościnnych śpiewaków wykrzesał sto dwadzieścia procent mocy swojego gardła. Nie wiem czy to najlepszy krążek Urgehal, pewnie nie, bo ciężko w ich przypadku wydać jednoznaczną opinię. Nie mniej jednak jest to materiał bez skazy i ciężko doszukiwać się na nim jakichkolwiek mankamentów. Nawet dwa wieńczące „Aeons In Sodom” covery, Sepultury i Autopsy, udowadniają, że i piosenki klasyków, z teoretycznie odmiennego gatunku, Norwegowie potrafią przerobić na swoją modłę jak rzadko kto. Być maniakiem kaset i nie posiadać tego wydawnictwa na półce to jak wejść do burdelu po pięcioletniej odsiadce i nie poruchać. Absolutny obowiązek!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz