Urgehal
„Aeons In Sodom”
Necroeucharist Prod. 2023 (Re-issue)
Norweski Urgehal był zawsze w moim mniemaniu
zespołem trochę niedocenionym. Powstali w połowie lat dziewięćdziesiątych,
czyli okresie, kiedy to black metal święcił największe tryumfy, zarejestrowali
siedem pełnych albumów, lecz zawsze pozostawali w cieniu tych największych,
mimo iż muzycznie wcale im nie ustępowali. Zapewne gdyby nie przedwczesna
śmierć Nefasa, zespół zarejestrowałby kolejne wydawnictwa, ale stało się jak
się stało. Norwegowie wykorzystali pomysły jakie pozostawił po sobie ów
człowiek, i w cztery lata po jego odejściu wydali ostatni album, będący siódmą
pieczęcią, trybutem w którym udział wzięło wiele znanych i zasłużonych scenie
osobistości, by wspomnieć jedynie Nocturno Culto, Hoest’a czy braci Cortez. Po
siedmiu latach materiał ten po raz pierwszy ujrzał światło dzienne dzięki
Necroeucharist Productions w formacie kasetowym, zatem dla fanów tego nośnika
jest to zapewne nie lada gratka. Tym bardziej, że rzeczony materiał to niemal
pięćdziesiąt minut wyśmienitego black metalu. Co, podobnie jak i wcześniejsze
wydawnictwa, cechuje „Aeons In Sodom”, to bogactwo różnorodnych riffów. Tutaj
nie ma zapętlonych motywów czy jazdy przez kilka minut na dwóch chwytach.
Szorstkie tremolo mieszają się z kostkowaniem bardziej tradycyjnym, często
przechodząc z nordyckiego klimatu w rejony bardziej punkowe, jednocześnie wpadające
w ucho i taneczne co zacinające swoją ostrością niczym norweska zamieć. Trzeba
przyznać, że muzykę Urgehal zawsze cechowała ponadprzeciętna chwytliwość.
Podobnie jak w przypadku choćby deathmetalowego Bolt Thrower, nie ma w niej miejsca
na przypadkowe akordy. Tutaj aż roi się od pomysłów, a każdy kolejny jest
lepszy od poprzedniego. Przy tych dźwiękach nie da się utrzymać dupy na
krześle, one niemal fizycznie zmuszają do wykonywania niekontrolowanych
odruchów i wymachiwania pięścią. No posłuchajcie pierwszego z brzegu „Blood of
the Legion” i postarajcie się utrzymać emocje na wodzy. Ja nie potrafię. Wiele
z utworów na tym krążku cechuje także thrashowy sznyt, a gitarzyści chwilami
prezentują naprawdę kunszt najwyższej klasy. Zresztą rozkładając ten album na
czynniki pierwsze tak naprawdę można by napisać osobny tekst pochwalny dla
wszystkich dorzucających doń swoją cegiełkę muzyków. Mamy tu naprawdę doskonałe
partie bębnów, niejednokrotnie wymykające się standardom gatunku pod względem
technicznym. Mamy też kurewsko mocne wokale, jakby każdy z gościnnych śpiewaków
wykrzesał sto dwadzieścia procent mocy swojego gardła. Nie wiem czy to
najlepszy krążek Urgehal, pewnie nie, bo ciężko w ich przypadku wydać
jednoznaczną opinię. Nie mniej jednak jest to materiał bez skazy i ciężko
doszukiwać się na nim jakichkolwiek mankamentów. Nawet dwa wieńczące „Aeons In
Sodom” covery, Sepultury i Autopsy, udowadniają, że i piosenki klasyków, z
teoretycznie odmiennego gatunku, Norwegowie potrafią przerobić na swoją modłę
jak rzadko kto. Być maniakiem kaset i nie posiadać tego wydawnictwa na półce to
jak wejść do burdelu po pięcioletniej odsiadce i nie poruchać. Absolutny
obowiązek!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz