THE ARSON PROJECT
„God Bless”
Selfmadegod
Records 2023
Sześć
lat minęło od czasu, gdy The Arson Project próbował wyniszczyć ludzkie plemię
swym pierwszym albumem długogrającym, który był grubo ciosanym koktajlem
stworzonym z korzennego Hardcore’a, bezlitosnego Power Violence i bestialskich, Grindcore’owych
wybuchów wściekłości. Owe sześć wiosen nie poszło jednak w piach, co słychać na
tegorocznym, drugim w kolejności longu Szwedów zatytułowanym „God Bless”. Tak
naprawdę nadal jest to bezpośrednia, mordercza rozpierducha, tylko że środek
ciężkości tej płyty przesunięto w kierunku opartego na kanonach gatunku,
czystego koncepcyjnie, miażdżącego w
chuj Grindcore’a, co mnie osobiście ucieszyło niezmiernie. Słychać, że muzycy
zespołu dojrzeli, a ich najnowsze dzieło, to naprawdę profesjonalny napierdol,
który z niejednej dupy zrobi krwiste sashimi lub inne basashi. Jest w tej muzie
również niewielka, ledwo wyczuwalna kropla surowego Metalu Śmierci, co tylko
podkręca organicznie wręcz bestialski charakter tego krążka. Na tej produkcji
każdy pojedynczy riff, każde, grube linie rozrywającego flaki basu, każde,
soczyste uderzenie w bębny, że o wkurwionych, nasączonych agresją wokalizach
nie wspomnę mają za zadanie rozpierdalać w cztery dupy, nie biorąc jeńców i
przyznaję bez bicia, że ze swej roli wywiązują się wyśmienicie i w całej
rozciągłości. Pewnie, że takie siarczyste, tradycyjnie zorientowane jebnięcie
trzeba lubić, bo bez tego ani rusz. Ja akurat takie granie uwielbiam pasjami,
zwłaszcza jeżeli jest tak fachowo wykonane, jak to, co prezentuje na swojej
dwójeczce The Arson Project. Myślę, że wszyscy, którzy swą estymą darzą
produkcję Wormrot, Insect Warfare, Phobia, Rotten Sound, Noisear, czy wczesnego
Extreme Noise Terror mogą śmiało sięgnąć po nagrania Projektu Podpalenia.
Powodów do narzekania mieć nie powinni, chyba że ostatecznie sami
nie wiedzą, kto im kurwa dupę osrał.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz