środa, 18 października 2023

Recenzja Tetragrammacide “Typho-Tantric Aphorisms From The Arachneophidian Qur'an”

 

Tetragrammacide

“Typho-Tantric Aphorisms From The Arachneophidian Qur'an”

Iron Bonehead 2023

No nareszcie. Ile można było czekać! Sześć długich lat minęło od wydania debiutanckiego „Promal Incinerators of Moral Matrix”, który w swoim czasie pozamiatał mną podłogę niczym babcia Krysia podłogę wysłużonym mopem. Co prawda po drodze mieliśmy split z Tsalal, ale on jedynie zaostrzył mój apetyt na pełne danie. Kiedy więc nowa płyta w końcu pojawiła się w mojej skrzynce, nie zwlekałem ani sekundy. Już przy wprowadzeniu do otwierającego całość „Trans-Linguistic Utterance of a Sacred Orgasmal Cry Fills the Lemurian Sky (By the Same Mouth, One True God Crieth Hriliu)” dostajemy sygnał, że przemieszczamy się w bardziej egzotyczne rejony świata. Bo jeśli ktoś jeszcze nie wie, Tetragrammacide pochodzą z Indii. Po wspominanych szatańsko-orientalnych śpiewach zapada się ziemia a my wpadamy prosto w paszczę piekła. Atakują nas bezlitosne kanonady blastów i intensywne gitarowe harmonie. Po chwili do głosu dochodzą wściekłe, rzygane wokale, i jeśli nasz system immunologiczny do tej chwili jeszcze jakoś funkcjonował, to w tym momencie się poddaje. Przez kolejne trzy kwadranse znajdujemy się w oku cyklonu, gdzie o złapaniu tchu możemy jedynie pomarzyć. Intensywność i bezwzględność jaką zespół przelewa w swoich dźwiękach jest porażająca. Jeśli myślicie, że Angelcorpse był brutalny, to przy „Tantric Aphorisms From The Arachneophidian Qur'an” radzę wziąć na to określenie sporą poprawkę. Jedenaście kompozycji o wyjątkowo długich tytułach, choć to akurat w przypadku tego tworu już standard, pełnych jest wściekłości i bestialstwa. Jest niczym huragan ognia, chwilami lekko chaotyczny i nieprzewidywalny, zamiatający wszystko w swoim zasięgu i pozostawiający po sobie spaloną ziemię. I nawet pojawiające się chwilami krótkie wyciszacze nie łagodzą napięcia i nie studzą niepokoju towarzyszącego tym nagraniom. Zapomnijcie o refrenach, miłych melodiach czy technicznych popisach. Tetragrammacide prezentuje najdzikszą formę śmierć metalowego rzemiosła, częściowo zainfekowanego black metalową zarazą. Tylko nie myślcie, że pisząc o braku technicznych zawijańców zarzucam muzykom brak umiejętności. Wsłuchajcie się dobrze, bo za kotarą pozornej ściany dźwięku kryje się o wiele więcej, niż może się początkowo wydawać. Zwłaszcza praca bębniarza robi na mnie tak mocne wrażenie, że zastanawiam się, czy za zestawem siedzi człowiek czy cyborg. Nie będę się rozpisywał i podsumuję krótko. Tetragrammacide swoim nowym krążkiem zmietli mnie z planszy. Jeśli macie odwagę zmierzyć się z tym potworem, to jedna dobra rada. Zapnijcie mocno pasy.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz