The
Magus
„βυσσοδομωντας”
(Vissodomontas)
The Circle Music 2023
Któż
go nie zna. Jedna z największych osobistości w świecie black metalu, kojarząca
się przede wszystkim z kapelą Necromantia, która została rozwiązana w 2021 roku
po tragicznej śmierci Baron’a Blood’a. Rok później postanowił założyć nowy
projekt, w którym mógłby przelewać swe czarne myśli na pięciolinię. Daleko nie
szukając nazwał go po prostu, używając swojego pseudonimu. Tak narodził się The
Magus. Jak mniemam wiele osób, wraz ze mną, z zaciekawieniem i niecierpliwością
czekało na ten album. W końcu jest i nie zawiódł… przynajmniej mnie. Dostałem
to, czego się spodziewałem. Mianowicie jest to dziewięć utworów utrzymanych,
nie jest to chyba niespodzianką, w grecko-black metalowym tonie. Włączając
odtwarzacz nie spodziewałem się oczywiście nagrań na wzór początków tamtejszej
sceny, ale przynajmniej czegoś co by do tamtych czasów przynajmniej
nawiązywało. Cóż, rzeczywistość jak to z reguły bywa okazała się brutalna. Każdy
z ośmiu występujących tu numerów, bo pierwszy to intro, oparty jest na
mieszance czarciego i heavy metalowego sposobu traktowania strun. Nie do końca
zimne tremolo prowadzi dialog z klasycznymi riffami, które przenikają się
wzajemnie, tworząc momentami wielopłaszczyznowe struktury. Naturalnie, że na
tym się nie kończy, gdyż mając na względzie niepodważalne umiejętności tych
trzech muzyków, jasne jest, iż można się spodziewać całkiem niezłych solówek,
subtelnych smaczków gitarowych, płynnych zmian tempa jak i również licznych
przejść jednego akordu w drugi. Wszystko wraz z różnorodnymi wokalizami pachnie
trochę Mercyful Fate czy też Kingiem Diamondem, ale swoją chwytliwością i
lekkością, w niektórych chwilach wpada także w przebojowy hard rock. The Magus
nie byłby sobą no i rzecz jasna Grekiem, gdyby nie postarał się o całą masę
dodatkowych instrumentów, które sprawnie wplótł w podstawową warstwę dźwiękową.
Jest to wiolonczela, organy oraz orkiestralne aranże, którym wtóruje chór.
Całość jawi się jako swoista sztuka rodem ze starożytnego, greckiego teatru.
Niekiedy gwałtowna i dramatyczna, która w interwałach przybiera bezspornie
także rytualno-okultystyczną formę. Pełno tu ciekawych rozwiązań, objawiających
się we wręcz progresywnych zagrywkach, elementach zaczerpniętych z folkloru
Hellady, a nawet quasi dżezie, stanowiącym wstęp w ostatnim „Give The Devil His
Due: The Story”, będącym podobno opowieścią o powstaniu Necromantia i
przedstawiającym rozmowę między Faustem i człowiekiem. Poza podstawowym składem
The Magus, do rejestracji „βυσσοδομωντας” zaproszono również szereg innych
artystów nie tylko ze sceny metalowej. Zainteresowanych tymi osobami odsyłam do
źródeł internetowych, gdyż ładnych parę nazwisk tu się pojawia, ale nie mogę
nie wspomnieć o IDVex z ½ Southern North, której niesamowity głos zagościł w
szóstej kompozycji „Ama Lilith”. Podsumowując, debiut tego zespołu można
określić jako black-heavy metal, który do bólu upstrzony jest szeregiem
ozdobników, które w przypadku symfonicznych pasaży z chóralnymi zaśpiewami
przywodzą na myśl skojarzenia z późniejszym Therion. W ogóle odnoszę wrażenie,
że jak u Szwedów ma tutaj miejsce mały przerost formy nad treścią, która czyni
z tego materiału ponury żart, a jego niby „złe” usposobienie to tylko fasada.
Zapewne pozwoli to dobrze sprzedać ten krążek, ponieważ jego mainstreamowy
wydźwięk jest bardzo wyraźny. Sięgając po ten produkt pamiętajcie jednak, że to
tylko moja, czysto subiektywna opinia.
shub niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz