środa, 11 października 2023

Recenzja The Magus „βυσσοδομωντας” (Vissodomontas)

 

The Magus

„βυσσοδομωντας” (Vissodomontas)

The Circle Music 2023

Któż go nie zna. Jedna z największych osobistości w świecie black metalu, kojarząca się przede wszystkim z kapelą Necromantia, która została rozwiązana w 2021 roku po tragicznej śmierci Baron’a Blood’a. Rok później postanowił założyć nowy projekt, w którym mógłby przelewać swe czarne myśli na pięciolinię. Daleko nie szukając nazwał go po prostu, używając swojego pseudonimu. Tak narodził się The Magus. Jak mniemam wiele osób, wraz ze mną, z zaciekawieniem i niecierpliwością czekało na ten album. W końcu jest i nie zawiódł… przynajmniej mnie. Dostałem to, czego się spodziewałem. Mianowicie jest to dziewięć utworów utrzymanych, nie jest to chyba niespodzianką, w grecko-black metalowym tonie. Włączając odtwarzacz nie spodziewałem się oczywiście nagrań na wzór początków tamtejszej sceny, ale przynajmniej czegoś co by do tamtych czasów przynajmniej nawiązywało. Cóż, rzeczywistość jak to z reguły bywa okazała się brutalna. Każdy z ośmiu występujących tu numerów, bo pierwszy to intro, oparty jest na mieszance czarciego i heavy metalowego sposobu traktowania strun. Nie do końca zimne tremolo prowadzi dialog z klasycznymi riffami, które przenikają się wzajemnie, tworząc momentami wielopłaszczyznowe struktury. Naturalnie, że na tym się nie kończy, gdyż mając na względzie niepodważalne umiejętności tych trzech muzyków, jasne jest, iż można się spodziewać całkiem niezłych solówek, subtelnych smaczków gitarowych, płynnych zmian tempa jak i również licznych przejść jednego akordu w drugi. Wszystko wraz z różnorodnymi wokalizami pachnie trochę Mercyful Fate czy też Kingiem Diamondem, ale swoją chwytliwością i lekkością, w niektórych chwilach wpada także w przebojowy hard rock. The Magus nie byłby sobą no i rzecz jasna Grekiem, gdyby nie postarał się o całą masę dodatkowych instrumentów, które sprawnie wplótł w podstawową warstwę dźwiękową. Jest to wiolonczela, organy oraz orkiestralne aranże, którym wtóruje chór. Całość jawi się jako swoista sztuka rodem ze starożytnego, greckiego teatru. Niekiedy gwałtowna i dramatyczna, która w interwałach przybiera bezspornie także rytualno-okultystyczną formę. Pełno tu ciekawych rozwiązań, objawiających się we wręcz progresywnych zagrywkach, elementach zaczerpniętych z folkloru Hellady, a nawet quasi dżezie, stanowiącym wstęp w ostatnim „Give The Devil His Due: The Story”, będącym podobno opowieścią o powstaniu Necromantia i przedstawiającym rozmowę między Faustem i człowiekiem. Poza podstawowym składem The Magus, do rejestracji „βυσσοδομωντας” zaproszono również szereg innych artystów nie tylko ze sceny metalowej. Zainteresowanych tymi osobami odsyłam do źródeł internetowych, gdyż ładnych parę nazwisk tu się pojawia, ale nie mogę nie wspomnieć o IDVex z ½ Southern North, której niesamowity głos zagościł w szóstej kompozycji „Ama Lilith”. Podsumowując, debiut tego zespołu można określić jako black-heavy metal, który do bólu upstrzony jest szeregiem ozdobników, które w przypadku symfonicznych pasaży z chóralnymi zaśpiewami przywodzą na myśl skojarzenia z późniejszym Therion. W ogóle odnoszę wrażenie, że jak u Szwedów ma tutaj miejsce mały przerost formy nad treścią, która czyni z tego materiału ponury żart, a jego niby „złe” usposobienie to tylko fasada. Zapewne pozwoli to dobrze sprzedać ten krążek, ponieważ jego mainstreamowy wydźwięk jest bardzo wyraźny. Sięgając po ten produkt pamiętajcie jednak, że to tylko moja, czysto subiektywna opinia.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz