Demonic Lust
“Unholy Devourer of Souls”
Necroscope Blasphemia 2023
No proszę… Po trzech dekadach działalności zinowej
poz nazwą Necroscope, generał tego kultowego wydawnictwa postanowił spróbować
swoich sił na rynku płytowym. Dla mnie jest to w pytę wiadomość, gdyż człowiek
ten zna się na muzyce jak mało kto. A że szczególną estymą darzy sobie Amerykę
Południową, to z tym większym zainteresowaniem sięgnąłem po debiutantów w
katalogu Necroscope Blasphemia, czyli Demonic Lust. Zespół pochodzi (ot, to ci, kurwa,
niespodzianka) z Chile, a „Unholy Devourer of Souls” to dwa materiały demo,
jakie zespół zarejestrował na przestrzeni ostatnich czterech lat, wzbogacone dodatkowo
o cover „Heavens Above” autorstwa szwedzkiego Necroplasma. Co by tu dużo nie
gadać, jest to dokładnie taka muzyka, jakiej po Necroscopie oczekiwałem. Na
wskroś brudna, staroszkolna i niemodna. Ale przecież dokładnie taki jest z
zasady południowoamerykański death/black metal, a dokładnie z tym gatunkiem się
tutaj spotykamy. Zatem kompozycje są dość krótkie, bo oscylujące w granicach
radiowych trzech minut, oparte przeważnie na rozpędzonej, choć niekoniecznie do
granic możliwości, perkusyjnej kanonadzie i rzężących niczym silnik ciężarówki,
sukcesywnie chłoszczących gitarowych harmoniach. Nie brzmi to jednak, a
przynajmniej nie do końca, jak typowy zespół z Chile. Sporo w tej muzyce także
kanadyjskiego war metalowego sznytu, dzięki czemu efekt finalny jest jeszcze
bardziej niszczący. Nie ma tu może jakiejś wielkiej filozofii, bo poszczególne
akordy są dość proste, jednak bije z nich ta charakterystyczna dla zespołów z
tamtego zakątka świata autentyczność, której udawać się nie da. Tylko nie myślcie,
że „Unholy Devourer of Souls” to ślepa napierdalanka. Znajdzie się w tych
utworach także kilka momentów wolniejszych, typowych pod headbanging, a sposób
riffowania miejscami nawiązuje także do szkoły thrashowej z lat
osiemdziesiątych. Jak na demówki przystało, nagrania te brzmią wręcz
klasycznie, ze sporą ilością kurzu na gitarach i odpowiednim piwnicznym
feelingiem, dzięki czemu słucha się ich wyśmienicie. Jak dla mnie, CV
przedstawione przez zespół automatycznie wpisuje ich na moją listę
zainteresowań i z ciekawością będę przyglądał się ich kolejnym poczynaniom.
Jednocześnie mam nadzieję, że Necroscope Blaphhemia będzie nas regularnie
raczyć tego rodzaju wygrzebanymi z dupy Diabła kąskami. Jeśli tak się stanie,
to jestem przekonany, że label ten w dość szybkim czasie znajdzie sobie grono
zagorzałych wielbicieli.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz