„1863”
Pro Patriae
2023
Łączenie
wydarzeń historycznych, czy też pojedynczych, wielkich bitew (niekiedy z czasów
bardzo odległych) z różnorakimi formami metalowej sztuki, to dziś zjawisko, nie
chcę powiedzieć, że powszechne, ale na pewno stosunkowo częste. Pan Radosław
będący hegemonem projektu 1863 podarował sobie jednak eksplorację obrzędów,
wierzeń i walk plemiennych naszych praszczurów, które często wynikały z tego,
że jeden wataszka chciał przelecieć żonę, córkę, bądź nałożnicę innego
wataszki. Zawiesił sobie ten jegomość poprzeczkę zdecydowanie wyżej, wybierając
jako temat swej pracy najdłużej trwający w dziejach Polski zryw
niepodległościowy. Tak, tak, moi drodzy, „1863” to album upamiętniający
Powstanie Styczniowe, a konkretnie jego 160-tą rocznicę. Powiedzieć, że ambitnie
podszedł tu chłop do tematu, to tak, jakby nic nie powiedzieć. On podszedł do
niego mega ambitnie, pokazując przy okazji, że ma jaja wielkości stodoły, co w
efekcie finalnym zaowocowało krążkiem wręcz wyśmienitym. Ci, którzy dobrze mnie
znają zastanawiają się teraz zapewne, czy aby nie odjebało mi na starość (na co
dzień pławię się bowiem w zdecydowanie brutalniejszych dźwiękach), jednak będąc
całkowicie zdrowym na umyśle (bo wątroba już trochę styrana alkoholem),
powiadam Wam, wyborna to płytka. Podstawą muzyki, którą tu usłyszymy jest
nasączony melodią, zadziorny Black/Death. Zapomnijcie jednak o słodkim
pitoleniu. Melodyjne akcenty, na jakie tu natrafimy mają niezgorszy pazur i
potrafią konkretnie dokopać. Jako, że Pan Radek wyśmienitym instrumentalistą jest,
a jego warsztat techniczny należy do wybornych, toteż w ów rdzeń z odwagą w
sercu wplata klimatyczne miniatury instrumentalne, elementy klasycznego Heavy
(posłuchajcie tylko te wysmakowane partie solowe), ciężkie, Doom Metalowe
tekstury, progresywne, bogate zdobienia, jak i pulsujące niejako pod
powierzchnią, rockowe ornamenty. Nie można także pominąć milczeniem użytych
fachowo i z dużym wyczuciem folkowych patentów, które przenoszą słuchacza do
tamtych dramatycznych często wydarzeń, a co najważniejsze, absolutnie nie tępią
ostrza tego materiału. Trudno również nie wspomnieć o wyrafinowanych, niekiedy
bardzo subtelnych harmoniach gitarowych, czy wioślarskich niuansach, które
często powodują (przynajmniej u mnie) opad szczęki. Wszystkie wokale wykonane
są w naszym dialekcie i choć można by się przyczepić do kilku szczegółów, to
uważam, że efekt końcowy jest bardzo dobry. Odnoszę poza tym wrażenie, że teksty
miały być niejako przekaźnikiem emocji, jakie targały walczącymi powstańcami, i
jeżeli faktycznie taki był zamysł Pana Radka, cel został osiągnięty
przynajmniej w 95%. Cała ta płyta jest zresztą bardzo emocjonalna i emanuje
obezwładniająca, melancholijną atmosferą. Zawartość muzyczną uzupełnia doskonała
szata graficzna tego krążka, na czele z obrazem Maksymiliana Gierymskiego,
który przedstawia postać samotnego powstańca. Jak dla mnie „1863” to produkcja
doskonała, która aż prosi się o kontynuację i z tego co wiem, sam jej twórca
tego nie wyklucza. Tak więc mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości usłyszę
ciąg dalszy opowieści zapoczątkowanej na opisywanym tu albumie. Tymczasem
wracam delektować się tym doskonałym krążkiem, który miałem przyjemność otrzymać
bezpośrednio od jego architekta.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz