poniedziałek, 30 października 2023

Recenzja Overthrow „Ascension of the Entombed”

 

Overthrow

„Ascension of the Entombed”

Redefining Darkness 2023

Muszę przyznać, że brytyjski Overthrow mocno zabił mi ćwieka. Sądząc po samej okładce byłem przekonany, że najnowsza EP-ka zespołu zawierać będzie nuklearny metal w stylu Blasphemy czy Proclamation. No bo, przyznać się, komu do głowy przyszłoby co innego? Tymczasem już pierwsze sekundy „Ascension of the Entombed” burzą tego rodzaju domysły, gdyż z głośników leci… wariacja na temat „Immortal Rites” Morbidów. Zresztą ten właśnie numer jest dość ciekawy, bowiem można go nazwać encyklopedycznym składakiem. Obok riffowania pod wspomniany przed chwilą zespół pojawia się w nim też zwolnienie nawiązujące bezpośrednio do Bolt Thrower, by chwilę później panowie nieco podkręcili tempo i wkleili motyw rodem z Dissection. Podobnie melodyjną szwedzizną zajeżdża także w kolejnym na liście „Lords of Xibalba”, a gdy przestaje, to robi się dość nudnawo i nijako, aż do mementu, gdy owa melodia wraca. „Raptured Nebula” z kolei otwiera się dość podobnie jak „Domination”, by następnie dość chwytliwe harmonię przełamać kafarowym riffem, podbitym śmigającymi na pełnej centralami, na wzór Dying Fetus. Następnie bardzo klasyczna solówka i znów wracamy do ojców death metalu z Florydy. Ostatni „Caustic Vengeance (Blindly Driven)” z kolei rozpędza się pomału, serwując najpierw smutniejszy fragment doomowy pod zespoły z Albionu z początku lat dziewięćdziesiątych. Przejście w szybsze rewiry to znów taka milion razy słyszana mieszanka death i black metalu, niby agresywna, a zarazem mocno śpiewna. Do całości mamy dorzucony całkiem mocny growl, w zależności od nastroju przechodzący w odmienne tonacje. Po dwudziestu minutach dobijamy do brzegu, choć szczerze powiedziawszy, to czekałem jeszcze na tytułowy Entombed. Ale się nie doczekałem. Cholera, i tak chciał nie chciał, rozbiłem „Ascension of the Entombed” na fragmenty. I chyba na tym polega problem tej EP-ki, że jest ona zbiorem zbyt wyraźnych zapożyczeń, wrzuconych do wora trochę randomowo. A w momentach, gdy żadnym z klasyków nie śmierdzi, a kilka takich tu się znajdzie, wieje z kolei kłującą w uszy nijakością. Trochę nudna zatem ta płyta, a trochę śmieszna, to zależy jak kto na nią spojrzy. W każdym bądź razie ja po trzech okrążeniach miałem dość i moją przygodę z Overthrow zakończyłem. Jak macie za dużo wolnego czasu, albo chcecie usłyszeć coś w rodzaju metalowej wersji programu „Usterka”, to sobie tę EP-kę sprawdźcie. Na szczęście to tylko dziewiętnaście minut.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz