wtorek, 28 maja 2024

Recenzja ETHELYN „Anhedonic”

 

ETHELYN

„Anhedonic”

Putrid Cult 2024

To, co tworzy Ethelyn z Opoczna, śledzę praktycznie od samego początku ich działalności, czyli od 1998 roku i wydanego w tymże roku materiału demo zatytułowanego „Soulerosion”, który to mniej, lub bardziej oficjalnie wydała wówczas nieistniejąca już Dagdy Music. Z niejednego pieca panowie chleb jedli, a ich muzyka cały czas ewoluowała, Raz była ukierunkowana bardziej w stronę śmierci, innym razem odważnie wjeżdżała na terytorium Doom/Death Metalowe, jednak cały czas posiadała w sobie diabelski pierwiastek, który niejako definiował ją w dość znacznym stopniu. Po wysłuchaniu tegorocznego, piątego w dorobku grypy albumu odnoszę nieodparte wrażenie, że wszystkie drogi, którymi podążali dotychczas, (czyt. wszystkie poprzednie produkcje) prowadziły, jakto się mówi, do Rzymu, czyli do tego, co usłyszałem na „Anhedonic”. Muzyka, jaką usłyszymy na tym krążku to bowiem niemal czysta diabelszczyzna zakorzeniona bardzo głęboko skandynawskiej II fali gatunku z niewielkimi tylko odniesieniami do śmiertelnego metalu. No i muszę Wam powiedzieć, że słuszny wg mnie jest kierunek obrany przez Ethelyn, gdyż ta Anhedoniczna płytka (niewtajemniczonych informuję, iż Anhedonia, to utrata zdolności do odczuwania jakiejkolwiek przyjemności-cielesnej, emocjonalnej, intelektualnej, czy też duchowej), to jak dla mnie najlepszy jak dotąd materiał grupy. Wszystkie wałki, jakie tu napotkamy (czyli 10) wypełniają bowiem zimne, jadowite wiosła, wyraźnie zaznaczony, wywracający wnętrzności bas, ciężkie, masywne, aczkolwiek mocno zaimpregnowane diabelską siarką bębny, które nie ograniczają się jeno do okrutnego napierdolu, lecz tworzą bardziej złożone struktury rytmiczne i piekielnie agresywne wokale. Zaprawdę bezkompromisowa i pełna okrucieństwa to płytka, lecz posiada ona także wyborne, atmosferyczne harmonie, często podkreślone dodatkowo przez ciekawe akcenty melodyczne, jak i niemało gustownej ornamentyki i to nie tylko na płaszczyźnie wioślarskiej. Gdybyście zażądali jakichś porównań, to osobiście powiedziałbym, że „Anhedonic” zawiera w sobie zimną agresję charakterystyczną dla wczesnej twórczości Setherial, czy Thy Primordial, jadowite, melodie pachnące pierwszymi dwoma albumami Dissection, a ponadto unosi się nad tą płytką mroczna aura, która przypomina mi w pewnym stopniu takie albumy, jak „The Sad Realm Of The Stars”, bądź „Soulblight”. Ethelyn nagrał bardzo dobry krążek (możecie mi wierzyć na słowo) i zarazem z przytupem przypomniał o swoim istnieniu. Mimo że nie jest to w żadnym razie materiał, który wytycza nowe ścieżki, to siła i szczerość tej produkcji sprawią, że na twarzach wielu miłośników II-falowej, diabelskiej tradycji niechybnie pojawią się łzy szczęścia i radości.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz