ETHELYN
„Anhedonic”
Putrid Cult 2024
To, co tworzy
Ethelyn z Opoczna, śledzę praktycznie od samego początku ich działalności,
czyli od 1998 roku i wydanego w tymże roku materiału demo zatytułowanego
„Soulerosion”, który to mniej, lub bardziej oficjalnie wydała wówczas
nieistniejąca już Dagdy Music. Z niejednego pieca panowie chleb jedli, a ich
muzyka cały czas ewoluowała, Raz była ukierunkowana bardziej w stronę śmierci,
innym razem odważnie wjeżdżała na terytorium Doom/Death Metalowe, jednak cały
czas posiadała w sobie diabelski pierwiastek, który niejako definiował ją w
dość znacznym stopniu. Po wysłuchaniu tegorocznego, piątego w dorobku grypy
albumu odnoszę nieodparte wrażenie, że wszystkie drogi, którymi podążali
dotychczas, (czyt. wszystkie poprzednie produkcje) prowadziły, jakto się mówi,
do Rzymu, czyli do tego, co usłyszałem na „Anhedonic”. Muzyka, jaką usłyszymy
na tym krążku to bowiem niemal czysta diabelszczyzna zakorzeniona bardzo
głęboko skandynawskiej II fali gatunku z niewielkimi tylko odniesieniami do
śmiertelnego metalu. No i muszę Wam powiedzieć, że słuszny wg mnie jest
kierunek obrany przez Ethelyn, gdyż ta Anhedoniczna płytka (niewtajemniczonych
informuję, iż Anhedonia, to utrata zdolności do odczuwania jakiejkolwiek
przyjemności-cielesnej, emocjonalnej, intelektualnej, czy też duchowej), to jak
dla mnie najlepszy jak dotąd materiał grupy. Wszystkie wałki, jakie tu napotkamy
(czyli 10) wypełniają bowiem zimne, jadowite wiosła, wyraźnie zaznaczony,
wywracający wnętrzności bas, ciężkie, masywne, aczkolwiek mocno zaimpregnowane
diabelską siarką bębny, które nie ograniczają się jeno do okrutnego napierdolu,
lecz tworzą bardziej złożone struktury rytmiczne i piekielnie agresywne wokale.
Zaprawdę bezkompromisowa i pełna okrucieństwa to płytka, lecz posiada ona także
wyborne, atmosferyczne harmonie, często podkreślone dodatkowo przez ciekawe
akcenty melodyczne, jak i niemało gustownej ornamentyki i to nie tylko na
płaszczyźnie wioślarskiej. Gdybyście zażądali jakichś porównań, to osobiście
powiedziałbym, że „Anhedonic” zawiera w sobie zimną agresję charakterystyczną
dla wczesnej twórczości Setherial, czy Thy Primordial, jadowite, melodie
pachnące pierwszymi dwoma albumami Dissection, a ponadto unosi się nad tą
płytką mroczna aura, która przypomina mi w pewnym stopniu takie albumy, jak
„The Sad Realm Of The Stars”, bądź „Soulblight”. Ethelyn nagrał bardzo dobry
krążek (możecie mi wierzyć na słowo) i zarazem z przytupem przypomniał o swoim
istnieniu. Mimo że nie jest to w żadnym razie materiał, który wytycza nowe
ścieżki, to siła i szczerość tej produkcji sprawią, że na twarzach wielu miłośników II-falowej, diabelskiej tradycji niechybnie pojawią
się łzy szczęścia i radości.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz