Dauþuz
„Uranium”
Amor
Fati 2024
Nigdy
jak byłem szczylem nie chciałem zostać górnikiem. Zawód ten jak i ta dziedzina
przemysłu również jak świat światem nie leżały w polu moich zainteresowań.
Dlatego pewnie pierwszy raz i przy tym przypadkowo spotykam się z tą niemiecką
kapelą, która gra Mining Black Metal. Duet ten bowiem żywo interesuje się
historią europejskiego górnictwa i w oparciu o ten temat tworzy czarcią, a może
raczej hawierzową sztukę. Trzydziestego kwietnia ukaże się ich już szósty
album, w którym poruszają historię wydobywania przez Sowietów uranu na terenach
byłego NRD nic więc dziwnego, że płytę zaczynają dźwięki licznika Geigera. Muzyka
w wykonaniu Niemców to dość refleksyjnie i dramatycznie potraktowany black
metal, próbujący przedstawić bolesne losy ludzi skazanych na popromienny
koszmar, którego efektem było kopanie tego radioaktywnego pierwiastka. Taki też
charakter posiada te sześć utworów umieszczonych na „Uranium”. Są one
wypełnione smutnymi i epickimi tremolando, które obdarzone zostały przez swych
twórców tytanicznymi melodiami, takimi jak tylko ta nacja potrafi chyba z
siebie wycisnąć. Poza tymi formami Dauþuz potrafi także ostro przypieprzyć,
przyspieszając tempo i wybuchając kanonadą wściekłych riffów w towarzystwie
łomoczącej perkusji. Klimatyczne i niezwykle nastrojowe zwolnienia również
znalazły swoje miejsce w poszczególnych kompozycjach, ubierając to wydawnictwo w
urzekającą beznadziejność i grozę. Atmosferyczność i melancholijność „Uranium”
doskonale podkreślają różnorodne wokale, których dostajemy całą gamę, bo
rozciągają się od melodeklamacji, poprzez czyste i wzniosłe zaśpiewy do
zaciętych warknięć. Ich wielość uwypukla też pewien dualizm w black metalu
Dauþuz, który objawia się w zestawieniu ponurych akordów z tymi „wagnerowskimi”
chwytliwościami, co ugruntowuje efekt tragizmu muzyki tych dwóch Germanów.
Black metal stworzony w oparciu o wzorce drugiej fali, lecz zawierający wiele
współczesnych elementów i posiadający unikalny wydźwięk, który wynika z
oryginalnego zestawienia ze sobą depresyjności, histeryczności, a także
diabelskiej agresywności i niemieckiego etosu. Jeśli lubicie black metal i
interesujecie się sztolniami i szybami, a Waszą ulubioną lekturą w dzieciństwie
był „Łysek z pokładu Idy” to bierzcie bez wahania.
shub niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz