Mekrahkth
„Li Oiznelis Ilged Ied”
Under the Sign of Garazel 2024
Mekrahkth to świeżutka nazwa na rynku muzycznym,
choć człowiek zań stojący najwyraźniej jest kolejnym przykładem typa, co to
spokojnie na dupie usiedzieć nie potrafi. Na szybko naliczyłem koło dziesięciu
innych projektów w których się udziela, aczkolwiek ich nazwy niewiele mi w
sumie powiedziały. Zatem skupmy się na tym konkretnym debiucie, wypuszczonym
przed chwilą pod skrzydłami Under the Sign of Garazel. Mamy tutaj pięć
kompozycji, w tym dwie ponad dziesięciominutowe, z gatunku raw black metal. W
zasadzie już na samym początku można nadmienić, że „Li Oinzelis Ilged Ied” to
pozycja wyłącznie dla maniaków gatunku. Nie znajdziemy tu bowiem niczego, co by
wcześniej zagrane nie zostało, co przed chwilą wspomniani lubią i szanują, a u
innych wywoływać może najwyżej odruch wymiotny. Cała filozofia tej muzyki
sprowadza się do tworzenia maksymalnie wstrętnego, satanistycznego nastroju
zapleśniałej piwnicy. Narzędzia, których Włoch ku temu używa są stosunkowo
proste, by nie powiedzieć banalne. Zapętlone akordy o bardzo prostej
strukturze, budujące atmosferę wszechogarniającej ciemności, zacieśniające się
niejako wokół słuchacza w tempie bardzo oszczędnym, chwilami milknąc, by
ustąpić pola klawiszowym ozdobnikom. Aranżacje na tym albumie zdecydowanie wpisują
się w ramy minimalizmu i spokojnie można by je porównać choćby do tego, co na
swoich wydawnictwach prezentowali Portugalczycy z Concilium (choć równie dobrze
mógłbym tu wymienić przynajmniej kilkanaście innych hord). Wokal, który tymże
piosenkom towarzyszy, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ale akurat w
przypadku takiej surowizny jakiekolwiek eksperymenty zniszczyłyby de facto
misternie budowany na tym albumie klimat. Ograniczamy się tu zatem do jałowego
wrzasku o bardzo chorobliwej barwie, wypluwającego kolejne wersety w sposób
kompletnie zimny, bezuczuciowy. Można spokojnie przyjąć, że autor niespecjalnie
starał się jakoś specjalnie różnicować poszczególne kompozycje, dlatego też
album ten można odbierać jako jeden długi utwór, podzielony, jedynie dla zasady,
na ścieżki. Cóż, czas zatem na zdanie podsumowujące. W zasadzie będzie ono
powtórzeniem mojego stwierdzenia ze wstępu. Ten typ black metalu ma swoje
oddane grono wyznawców. Ich ta płyta na pewno trafi w serce niczym strzała
Amora. Pozostali mogą sobie na luzie obejść ją szerokim łukiem.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz