Sturmtiger
„Transcendent Warfare”
Rex Diaboli Death Syndicate 2024
Sturmtiger to niemieckie działo pancerne z okresu
Drugiej Wojny Światowej, wspierające w swoim czasie działania piechoty,
powstałe na bazie uszkodzonych w boju Tigerów. Ponoć zbudowano ich jedynie
osiemnaście. Może więcej się nie opłacało. Może i nie, ale za to na pewno
opłaca się wziąć na ruszt drugi album tego międzynarodowego ansamblu, który od tego właśnie pojazdu
zaczerpnął sobie nazwę. Chłopaki nowicjuszami nie są, bowiem na scenie toczą
swoje boje już od ponad dwóch dekad. Nie wiem, jakie tereny atakowali, ale na
moje podwórko wjechali gąsienicowcem dopiero przy okazji kasetowego wydania
drugiej płyty, nakładem Rex Diaboli. No i wjechali na pełnej, bowiem
„Transcendent Warfare” to totalnie to, co tygrysy lubią najbardziej. Te
niespełna trzydzieści minut to bezkompromisowy, surowy atak mieszanki black,
death i thrash metalu. Przede wszystkim pięknie to brzmi. Dosłownie tak, jakby
realizator dźwięku wychowywał się w piwnicy i nieznane mu były techniczne
nowinki. Nagrania te cykają, jakby zostały zarejestrowane przynajmniej dwie,
jeśli nie trzy dekady temu. Zero polerki, totalny spontan i wyjebongo.
Jednocześnie z utrzymaniem przyzwoitości, a nie popadaniem w skrajność. Co do
samej muzyki, to panowie Duńczycy bezapelacyjnie nadawaliby się do obsługi
pojazdu, od którego nazwę skradli. Jest tu mocno parte do przodu, bez oglądania
się na pojawiające się przed lufą przeszkody. Jednocześnie w nagraniach tych
słychać sporo bardziej technicznych wywijasów, co przy dość podobnej warstwie
wokalnej, chwilami kojarzyć się może z norweskim Diskord (bądź też, kopiąc
głębiej, wczesnym Carbonized). W innych momentach przewija się
charakterystyczny dla Ross Bay ślizg po gryfie, co kieruje skojarzenia w
kierunku Kanady, ale tylko chwilowo. Gdzie indziej wjeżdżają szybkie,
pokiereszowane partie solowe, tyleż opętańcze co spontaniczne. Przyznać trzeba,
że panowie, biorąc pod uwagę standardy gatunku, ostro tu mieszają, łącząc w
bardzo spójną całość elementy chaotyczne z dość wysokim kunsztem muzycznym. Bo
raz przypierdolą bezkompromisowym blastem, by za chwilę niemal pastwić się nad
słuchaczem ślimaczym motywem o ciężarze tankowca. Tak naprawdę, to album ten
pełen jest zmyłek i elementów nieoczywistych, chwilami mocno ze sobą
kontrastujących. „Transcendent Warfare” to materiał spuszczający wpierdol w
sposób bardziej przemyślany, niż może się to początkowo wydawać, a nie na zasadzie szturmu. Wszedł mi ten matex
niczym igła w pupę przy zastrzyku. Może nie przedefiniował żadnych wartości,
ale i tak zdecydowanie polecam.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz