piątek, 19 kwietnia 2024

Recenzja IRONBOUND „Serpent’s Kiss”

 

IRONBOUND

„Serpent’s Kiss”

Ossuary Records 2024

 

Trzy lata po swym płytowym debiucie z albumem numer dwa powraca rybnicki Ironbound. Pierwszy krążek zespołu zbierał w przeważającej większości dobre, bądź bardzo dobre recenzje wśród maniaków Heavy Metalu i uważam, że z tegorocznym krążkiem będzie podobnie. Śląski kwintet nagrał bowiem kolejny, naprawdę fachowy materiał. „Pocałunek Węża” to kontynuacja linii programowej, zaprezentowanej na „The Lightbringer”, a także konsekwentny jej rozwój. Drugi pelniak zespołu ponownie przywołuje ducha Iron Maiden wraz z całym dobrodziejstwem jego inwentarza. Pierwsze, co rzuca się na uszy, to wyraziste, zadziorne linie dźwięcznego basu, których prawdopodobnie nie powstydziłby się sam Steve Harris. Cztery struny szyją tu zaiste grubo i ciężko, i mimo że nie wychodzą poza tradycyjną formułę metalowego rzeźbienia, zawierają sporo smaczków i kwiecistych niuansów, które niejako napędzają ten album, ukazując zarazem wyborny warsztat techniczny szarpiącego je muzyka. Bębny galopują równie klasycznie, są intensywne i mocne, a ponadto posiadają genialną, charakterystyczną dla lat 80-tych konserwatywnie gwałtowną surowość i drapieżny szlif. Sekcja rytmiczna robi więc wyśmienitą robotę. To samo zresztą można powiedzieć także o gitarach, jak i wokalu. Oni także nie zostają z tyłu i udowadniają, że nie są z pierwszej, lepszej łapanki, ni sroce spod ogona nie wypadli. Zadziorne, energetyczne wiosła operują przeszywającymi, chwytliwymi, konwencjonalnie agresywnymi riffami, oraz dopracowanymi, przemyślanymi, nierzadko zawiłymi partiami solowymi o delikatnie progresywnym zabarwieniu. Wiosłujący tu panowie potrafią sprzedawać konkretne strzały pod żebra, ale nade wszystko posiadają zdolność do tworzenia zaczepnych, zaraźliwych warstw melodycznych, które nadzwyczaj skutecznie potrafią zakorzenić się pod kopułą i niezwykle trudno je stamtąd wyplenić. Wokale natomiast bardzo mocno nawiązują (świadomie lub nie) do tego, w jaki sposób swe gardło używa Blaze Bayley. Głęboki, mocny, czysty śpiew o barwie naznaczonej ciemnością bardzo dobrze asymiluje się z warstwą muzyczną tego krążka, nadając jej zarazem lekko nihilistycznego, zabarwionego mrokiem feelingu i atmosfery, która bynajmniej do optymistycznych nie należy. „Serpent’s Kiss” to  naprawdę dobra płytka, która niewątpliwie ugruntowuje pozycję Ironbound na scenie Hard & Heavy. Polecam ten materiał wszystkim, którzy kochają ortodoksyjny i nielakierowany, a przy tym szczery i pełen pasji Heavy Metal. Gwarantuję, że się nie zawiodą.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz