Torturers’ Lobby
„Deadened Nerves”
Caligari Records (2024)
Jeśli
dostajesz do recenzji materiał od Caligari Records wiedz, że na jednym odsłuchu
się nie skończy. Owszem, jedne rzeczy podobają się bardziej, inne mniej, ale
niemal zawsze są to wydawnictwa interesujące, które przełamują pewne schematy,
niosą za sobą pierwiastek unikalności i najszlachetniejszą postać muzycznej
nostalgii za czasami minionymi. Nie inaczej jest w przypadku pochodzącego z
Tampy kwartetu Torturers’ Lobby, o którym do tej pory nie słyszałem ani słowa,
co przy trzech demówkach i Epce powinno być ujmą dla miłośnika staroszkolnego
metalu śmierci. Tak, Torturers’ Lobby w ogólnym zarysie gra właśnie taki
miniony metal śmierci, z pozoru prosty, oparty na najbardziej bazowych
schematach zaczerpniętych z wczesnych dokonań Death, Pestilence czy nawet –
idąc dalej – Baphomet i Morta Skuld. Ale Caligari Records nie sięgnęłoby po ten
zespół, który cała ich muzyka sprowadzała się do tak oczywistych inspiracji.
„Deadened Nerves” to niespełna 33 chrystusowe minuty zamknięte w 10 odsłonach,
w których muzycy zabierają nasz death metal w pełen przygód trip w przeszłość
po najróżniejszych odmianach rocka i metalu, unikając bycia tanią grupą
rekonstrukcyjną, a jednocześnie stroniąc mocno od bycia jakimś mocno
współczesnym i postępowym. Dowody przychodzą już w postaci riffu otwierającego
drugi utwór na płycie zatytułowany „Barbaric Alchemy”, gdzie wibracje duetu
Tipton/Downing sprzed 45 lat dają nam do zrozumienia, że „metal w 2024” to nie
wyrok i nie trzeba być chochołem, makietą udającą coś czym nie jest. A tych klasycznie
heavymetalowych czy nawet hard rockowych naleciałości jest tu dużo dużo więcej.
Myli się jednak ten, kto spodziewa się, że Torturers’ Lobby będzie kolejnym
Chapel Of Disease czy Tribulation – kaliber pomysłowości może i podobny, ale
jednak załoga z Florydy dużo mocniej inspiruje się rockową i metalową klasyką,
przy czym inspiracje kończą się na inspiracjach i nie przekuwają się na
sztuczne robienie doczepów i wprowadzanie rozwleczonych motywów, które z
metalem śmierci nie mają nic wspólnego. Niemała dawka thrashowych riffów,
przypominająca słuchaczowi czasy, gdy gatunek ten nieco wypalał się i próbował
się przegryźć na deathmetalowe poletko, szczypta blackowego rzępolenia z garażu
rodem, garść punkowego niechlujstwa, które przełamuje te cholernie niegłupie
gitarowe pasaże (tutaj najwięcej Schuldinera z okresu trójki, ale da się
usłyszeć echa Pestilence, Psychosis czy Ripping Corpse) osadzone na mięsistych
riffach nawiązujących do celticfrostowej chwały. Nawet wokale mocno zaciągają
wczesnymi nagraniami Chucka. Warto zwrócić też uwagę na kilka innych aspektów
dowodzących wszechstronności tego albumu – zamykający płytę „Reptilian Hide”
dowodzi, że panowie z Tampy potrafią zrobić soniczną demolkę, singlowy
„Reaper’s Impunity” przemyca w tle garść melodeathowych riffów które doskonale
się uzupełniają z postmotorheadowym galopem tego utworu. Subtelne, przestrzenne
gitary w „Humanity’s Husk” mogą zdradzać pewną fascynację pierwszymi
postrockowymi zespołami, ale najlepszym papierkiem lakmusowym są dwa, krótkie,
instrumentalne numery, które pokazują jak dobrze muzycy Torturers’ Lobby
operują melodiami i harmoniami. Tempo poszczególnych utworów zmienia się
nieustannie tak jak i repertuar środków, które są tu wykorzystywane, ale dwie
reguły w żadnym momencie tego wydawnictwa nie zostają złamane. Po pierwsze,
panowie z Torturers’ Lobby wykorzystują tylko znane i wielokrotnie
wykorzystywane w dość odległej przeszłości środki artystycznie nie pozwalając
finalnemu produktowi skazić się współczesnością. Po drugie, nawet gdy usiłują
ten swój death metal uczynić archaicznie awangardowym nie pozwalają, żeby
kompozycje popadły w przekombinowanie, bezsensowne utechnicznienie, czy
straciły cały swój wigor. I dobrze, że tak się stało, bo „Deadened Nerves” to
fantastyczna płyta, metalowa z krwi i kości, niemodna, która niczego nie udaje,
niczego nie udowadnia, a jest po prostu dziarska, interesująca, niebanalna i
nieszablonowa. Taki prawdziwek. A jak prawdziwek, to Harlequin powie, że
kupować i nie wahać się. Do takich płyt się wraca.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz