Muert / Svpremacist
„Allied in Massacre”
Iron, Blood and Death Corporation 2024
Oto kolejny split z Iron, Blood and Death
Corporation i okazja by poznać dwa wcześniej mi nieznane zespoły. Patrząc na
okładkę, można w ciemno zakładać, że nie będą to piosenki o miłości, a czysta,
diabelska rzeź. O pomyłce w tym przypadku nie ma mowy. Pierwsi do ataku ruszają
Hiszpanie z Muert. Właściwie atak, to delikatnie powiedziane, bo te cztery
kawałki to prawdziwy, surowy war / black metalowy amok. Nie jest to jednak
zawierucha Blasphemopodobna, jak niektórzy mogliby w tym momencie wnioskować.
Tutaj nie traktuje się ludzkości napalmem, a raczej szlachtuje maczetami. Od
początku poraża bardzo minimalistyczne brzmienie, z mocno podkreśloną,
wystukującą prymitywne rytmy perkusją. Podobnie rzecz się ma z wokalem,
wypluwającym bluźnierstwa z pierwszego planu w bardzo bezpośredni, arogancki
wręcz sposób. Gitarowe melodie, choć to w tym przypadku bardzo komplementujące
określenie, schowane są nieco w tyle. Sporo w ich tonie jazgotliwego chaosu i
czystego bestialstwa. Muzyka Muert bardziej nadaje się do biczowania niż
nucenia pod prysznicem. Chwilami panowie zaserwują nam zjazd po gryfie czy
riffowanie rodem ze Skandynawii z okresu drugiej fali, jak choćby w ostatnim z
ich strony „Asphyxia on the Gravestone”, lecz wszystko jest tutaj maksymalnie
uproszczone i sprowadzone do wartości podstawowych. I kiedy sobie leżymy zbezczeszczeni,
wjeżdżają na pełnej panowie z Izraela. Czynią to w bardzo
południowoamerykańskim stylu, co przewija się zarówno w surowej produkcji,
nieco thrashowym sposobie kostkowania, jak i werbalnej ekspresji, cechującej
się wypluwaniem kolejnych wersetów w bardzo automatyczny sposób. Gitary tną tu
mocno, choć ranią bardziej tępym narzędziem niż chirurgicznym skalpelem. Black
metal w wykonaniu Svpremacist mocno nasiąknięty jest teutońskim thrashem oraz
wpływami brazylijskimi z końca lat osiemdziesiątych, dzięki czemu zdecydowanie
częściej mamy okazję do pomachania czupryną czy wzniesioną pięścią. Momentami
można nazwać tę muzykę chwytliwą, choć to trochę tak, jakby nazwać Ryśka spod
budki z piwem gentlemanem tylko dlatego, że raz na jakiś czas powie nam „dzień
dobry”. Svpremacist się nie pierdolą, sprzedają pięć strzałów w dwanaście minut
i do widzenia. Słuchając tego splitu przypominają mi się czasy, kiedy
dostawałem od kumpla demówki nikomu nie znanych hord z najbardziej egzotycznych
zakątków świata. Żadna z nich nie bawiła się w finezję, tylko napierdalała ile
mocy w silniku. Jak to się wówczas mówiło? Metal ma być obrzydliwy i
odrażający? No to, s’il vois ple, państwo się częstują.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz