„Rituals”
New Standard Elite 2023
Zdechły
niedawno rok 2023 był rokiem wyśmienitym dla Metalu Śmierci nie tylko w
Europie, czy za wielką kałużą. Również inne zakątki naszego globu wypluły z
siebie doskonałe, miażdżące albumy, które w miarę moich skromnych możliwości
postaram się Wam jeszcze w najbliższym czasie przybliżyć. Dobitnym
potwierdzeniem postawionej powyżej tezy jest wg mnie szósty, pełny krążek
kolumbijskiej eskadry Internal Suffering. Zespól to doskonale znany i lubiany
pośród Brutal Death Metalowej braci, więc przedstawiać go specjalnie nie muszę,
i całe kurwa szczęście, gdyż niespecjalnie mam na to ochotę. Recenzja ta
kierowana jest bowiem do tych, co wiedzą, o co kaman, bądź do tych, co chcą się
dowiedzieć, a reszta niech spierdala na drzewo, by łompać kartofela (licencja
poetica zaczerpnięta ze współczesnej gwary nastolatków). „Rituals” to zatem wyborny,
nacechowany okrucieństwem i niszczący ze wszech miar album, który siłę ma zaiste
potworną i jeńców brać nie zamierza. No i powiem Wam, że w mordę jeżozwierza (bądź
tam innego jeża), słuszna jest koncepcja, którą zespół obrał na tej płycie, gdyż
praktycznie od pierwszych jej taktów (włączając w to niepokojący, pierwszy
wałek, mający wprowadzić słuchacza w ten krążek), obcujemy tu z miażdżącymi,
matematycznie niemal dokładnymi bębnami, kreślącym popaprane wzory,
wywracającym trzewia na lewą stronę, grubo szyjącym basem, barbarzyńskimi,
technicznie rzeźbiącymi, gęstymi wiosłami, wyśmienitymi, zrywającymi skórę z
twarzy solówkami, dysharmonijnymi akcentami i na wskroś przeżartymi plugastwem
wszelakim, mściwymi, morderczymi, gardłowymi growlami. Internal Suffering od
zawsze siał śmierć i pożogę, jednak najnowszy ich album, to moim skromnym w
pizdę paluszek zdaniem niemal majstersztyk zajadłego, drapieżnego, nieustępliwego
Metalu Śmierci. Dlaczego? Ano głównie dlatego, że prócz klasycznego w swej
formie Death Metalu z Ameryki Południowej znajdziemy także na tym albumie iście
zabójcze struktury rodem z jadowitego, diabelskiego, iberoamerykańskiego Thrash
Metalu, które jeszcze bardziej podkręciły poziom zwierzęcej dzikości i
organicznego wręcz bestialstwa tego materiału. Doprawdy, niewiele jest wg mnie
zespołów, które potrafią siać taki ferment i koncepcyjnie czysty rozpierdol w
połączeniu z wyrafinowaną techniką wykonania i dusznym, apokaliptycznym
klimatem. Kolumbijczycy są w tym biegli, jak mało kto, czego niezbitym dowodem
są właśnie ich zeszłoroczne „Rytuały”. Dobra, wystarczy już tego pierdolenia na
sucho. Szósteczka Internal Suffering to gruby, miażdżący krążek, który po
prostu musi się znaleźć w kolekcji każdego maniaka Brutal Death Metalu. Bez
wyjątków, czy precedensów.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz