Fluids
„Reduced
Capabilities”
Hells
Headbangers 2024
To
już czwarta płyta tych zwyrodnialców z Arizony, którzy na swoim debiucie jako
sampli używali podobno autentycznych odgłosów strzelanin i morderstw. W sumie
to doskonale one pasowały do gore-grindu w ich wykonaniu, a swoją faktycznością
podbijały chorobliwość kompozycji wypluwanych przez Fluids. Na „Reduced
Capabilities” ten tercet oszczędził swoich fanów i nie zapodał już takich
smaczków, ale za pomocą dwunastu numerów zaserwował równie smakowite danie.
Fani gęstej krwi i wypruwanych flaków będą zachwyceni, gdyż ich muzyka cały
czas nawiązuje do Mortician. Tercet ten przy użyciu ciężkich gitar,
potraktowanego fuzzem basu i dobrze zaprogramowanej perkusji mieli, kroi
szatkuje i rozrywa, zraszając przy okazji wszystko sowicie posoką. Amerykanie
robią to nie spiesząc się zbytnio, bo ich grind nie jest specjalnie szybki, ale
za to ustawiczny. W miarowym tempie i z uporem maniaka Fluids częstuje nas
niewyszukaną surowizną, która może przysporzyć delikatnych słuchaczy o problemy
z żołądkiem. Bagienne riffy wraz kilkutonową sekcją rytmiczną oraz śmierdzącymi
rzygowinami growlami, systematycznie wylewają wiadra pełne zgniłego mięsa,
które dodatkowo zmieszali z błotem i gnojówką. Niekiedy do swego beczkowozu
podłączają wąż i odkręcają kurek, aby ta cuchnąca i galaretowata maź płynęła
szybszym strumieniem, zalewając nas całkowicie tym obrzydliwym świństwem.
Potrafią się również nad delikwentem, który odważył się na sięgnięcie po ten
krążek, trochę popastwić i zwolnić nieco. Dostaje on wtedy szmatę na twarz i
przez nią, na wzór współczesnych tortur, powolutku i z pieczołowitością leją mu
na gębę krwistą maź, pochodzącą z jelita grubego, które jest w ostatnim stadium
raka z rozwiniętym procesem gnilnym. Dobra, najnowsza produkcja Fluids to
zwarty i blugoczący od niezdrowych wyziewów gore-grind o stonowanej agogice,
lecz dzięki odpowiednio brutalnym środkom wyrazu dość intensywnym wydźwięku.
Potwornie krwawa łaźnia lub gangrenowaty gulasz. Proszę nie krzywić się za
bardzo i jak się brzydzicie to pałaszujcie małymi kęsami albo nie przeżuwajcie,
a połykajcie w całości. Być może pomoże Wam w tym na deser zapodany cover
Moby’ego, który kończy ten posiłek. Znam jednego, który kiedyś jadał takie
rzeczy na co dzień ze smakiem i przeżył. Prawda Wojtuś?
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz