Black
Wound
„Warping
Structure”
Chaos
Rec. 2024
Pod nazwą Black Wound kryje się trzech bardzo
niezdecydowanych Szwedów. W przeciągu trzech lat trzykrotnie zmieniali nazwę,
by ostatecznie (chyba) zdecydować się na tą, którą widzicie powyżej. Chuj tam
jednak z nazwą, choć przyznam, że obecna jest wyjątkowo stosowna. Pod względem
muzycznym złudzeń jakichkolwiek nie ma. To jest wojna i czysta czerń ociekająca
smołą, zapewne z czarnej rany. Wyobraźcie sobie połączenie Grave Upheaval,
Saltus, Irkallian Oracle i Winter z odrobiną cmentarza z Ross Bay. To
oczywiście zarys ogólny, lecz będący dość dokładną wskazówką co do zawartości
tego albumu. Panowie dosłownie topią nas w lawie, niespiesznie toczącej się ze
wszystkich stron. Brzmienie tego krążka jest dokładnie tak samo gęste jak
wulkaniczna wydzielina, duszne i kurewsko masywne. Przewalające się w zazwyczaj
niespiesznym tempie akordy gniotą bezlitośnie, bez grama melodii, by
następujące po chwili kolejne erupcje dokonały dzieła zniszczenia. Dudniąca
sekcja rytmiczna zlewa się chwilami z liniami gitarowymi a charczący z drugiego
planu, podrasowany lekko pogłosem wokal wywołuje nieodparte mdłości. Finezji i
polotu w tym tyle, co w operacji plastycznej za pomocą kafara. Nie o polot
jednak chodzi. Zdaje się, że Black Wound postanowili wypluć z siebie
najobrzydliwszy, najbardziej odrażający z możliwych, katakumbowy wyziew. I
udało im się to w stu procentach. „Warping Structure” to czyste szło. Tutaj nie
znajdziecie nic przyjemnego, jedynie bezwzględny chaos, krzywdę i cierpienie.
Ta muzyka to prawdziwy kolos, obleśny i cholernie wkurwiony. Nie będę się silił
na poematy i powiem krótko. Jeśli macie ochotę na wywrotkę gruzu, to sięgnijcie
po te nagrania. Zrobią wam dobrze, a nawet lepiej.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz