sobota, 20 kwietnia 2024

Recenzja Technophobia „Anti-Human Terror”

 

Technophobia

„Anti-Human Terror”

Ossuary Rec. 2024

Kurwa, to u mnie w mieście kolesie takie rzeczy napierdalają? Niby człowiek „światowy”, na bieżąco z całym globem niemalże, a tu własnego podwórka nie ogarnia. No ale taki też los leniwca, któremu, jeśli się czegoś pod nos nie podsunie, to sam nie zapoluje. A Ossuary Records właśnie ten mały kąsek mi niemal w usta wepchnęło, i mimo iż byłem nastawiony bardzo sceptycznie, to momentalnie zerwałem się na równe nogi. Nic w tym dziwnego, skoro poczęstowano mnie thrash/crossoverem na naprawdę wysokim poziomie, a ja pogibać się czasami lubię. No ale do rzeczy. „Anti-Human Terror” to zaledwie jedenaście minutowy materiał, ale tak energetyczny i naszpikowany klasycznymi, thrashowymi riffami, że momentalnie adrenalina skacze pod sam sufit. Młodzieńcy najwyraźniej bardzo mocno kochają granie z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. I w swoich kompozycjach starają się ducha tamtych czasów wskrzesić. Wychodzi im to wybornie. Przede wszystkim, podług starej szkoły, w tych czterech kompozycjach nie znajdziecie pianki rozporowej. Tutaj na każdym kroku czai się urywający łeb riff. I to jeden chuj, czy śmierdzi on Slayerem na kilometr, czy zajedzie Exodusem, albo przypomina jak żywo śmieszków z S.O.D. , fakt jest faktem – muzyka Technophobia to solidny zastrzyk adrenaliny, i to o wysokim poziomie stężenia. Chłopaki utrzymują w swoich numerach tempo odpowiednio podkręcone, wręcz idealne do dzikiego moshu, któremu towarzyszy równie rytmiczny przekaz wokalny. Najczęściej opierający się na wkurwionym krzyku, jednak chwilami sięgający, wzorem klasyki, do wysokich rejestrów. I o ile, słuchając wielu retro bandów, zabieg ten wydaje mi się czasem wymuszonym, w przypadku Technophobia powinien wywoływać, przynajmniej u starych pryków, ciary na plecach i uczucie nostalgii.  Zajebiście punkowego sznytu dodaje tym kompozycjom dość kwadratowo pracująca sekcja rytmiczna, co jeszcze bardziej „postarza” ów materiał. Co prawda brzmi on bardzo przejrzyście i wyraźnie, ale nikt też się tu w sterylizację na szczęście nie bawił. Myślę sobie, że jeśli ten EP-ek tak mną pozamiatał w domowym zaciszu, to jaką musi mieć siłę moc koncertową. Bo, nie pierwszy raz to przecież mówię, tego gatunku muza najmocniej wali po ryju w wersji live. Będę miał okazję przekonać się o tym pod koniec wakacji. Tymczasem zdecydowanie polecam zapoznanie się z małym debiutem Technophobia. I to bynajmniej nie z powodu lokalnego szowinizmu, bo u mnie to akurat działa odwrotnie. Naprawdę bardzo dobra rzecz.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz