„Anthropogenic
Ruin”
The
Metalhead Box 2023
Długo
panowie z Bacterial Husk zbierali się do kupy, aby wydać swój pierwszy album
długogrający. Od pierwszej ich produkcji minęło wszak siedem wiosen. Różne
czynniki, których nie będę tu teraz roztrząsał, miały oczywiście na to wpływ.
Najważniejsze jednak, że zespół dopiął w końcu swego i w ostatnich dniach
października Anno Bastardi 2023 „Anthropogenic Ruin” stał się faktem. Na
albumie tym znajdziemy 40 minut Technicznego Metalu Śmierci przyprawionego
równie technicznymi Thrash Metalowymi akcentami i szczyptą korzennego, brudnego
Grindcorea charakterystycznego dla pierwszej połowy lat 90-tych. Konkretnie
zakręcony to album, choć zdecydowanie daleki od progresywnych naleciałości. Jak
na moje ucho, główny nacisk położono tu na agresywnych, zadziornych,
kreatywnych wiosłach, które raz za razem wyrzucają z siebie lawinę
intensywnych, jadowitych, oszałamiających niekiedy riffów, obskurnych harmonii
i dopracowanych, tnących do kości, niczym świeżo naostrzona brzytwa, partii
solowych. Gitarzyści naprawdę szyją tu wyśmienicie, a ich techniczna biegłość robi
wrażenie. Sekcji rytmicznej oczywiście także nic nie można zarzucić. Zarówno
potężnie gniotące bębny posiadające surowy, pierwotny sound, jak i wyrazisty,
ekspansywny, rozrywający na strzępy bas poniewierają okrutnie, a zarazem kreślą
niemal matematycznie dokładne, połamane srodze i masywne równocześnie muzyczne linie.
Klasycznie zorientowane, opętańcze, zjadliwe growle przywodzą natomiast na myśl
to, co ze swymi, głosowymi strunami robili Brett Hoffmann, Chuck Schuldiner,
Darren Travis, Steve Reynolds, czy Scott Ruth. Bardzo konkretna, zwarta i spójna
to płytka, która przywołuje niekiedy wspomnienia pierwszych wydawnictw
Malevolent Creation, Death, Sadus, Deceased, czy Cannibal Corpse, jednak muzyka
Łuski Bakteryjnej nigdy nie posuwa się do poziomu tępego naśladownictwa. Wygląda
to bardziej na głęboki hołd złożony starym mistrzom zza wielkiej wody. Z tym
tradycyjnym, niszczącym Death/Thrash’owym, konserwatywnym monolitem wybornie
zintegrowały się bardziej melodyjne, często atonalne akcenty, które dodają
pikanterii, nie zakłócając zarazem brutalnej mocy uderzeniowej tego materiału. Naprawdę
bardzo dobra płyta, wstyd byłoby nie znać, gdyby ktoś o nią zapytał. Polecam
więc zdecydowanie jej zakup i oczywiście obserwowanie dalszych poczynań
zespołu, gdyż „Antropogeniczna Ruina” to jeno nasienie, które w przyszłości (niedalekiej
mam nadzieję) może wydać plon obfity.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz