wtorek, 16 kwietnia 2024

Recenzja DOWNFALL OF GODS „Ziemia Obiecana” Independent 2023

 

DOWNFALL OF GODS

„Ziemia Obiecana”

Independent 2023

Kurwa, w dupę jego zapierdolona mać, i co ja biedny żuczek ponownie mam zrobić? Znowu będę musiał się powtarzać, ale chuj, jak ktoś się najął za psa, to musi szczekać nieprawdaż? Tak więc, o tym, że Polska Black Metalem stoi wiedzą już chyba wszyscy, łącznie z wodzem plemienia Czamakókos z dorzecza Amazonki, wszak podkreślałem to już na pierdylion możliwych sposobów. Raz za razem potwierdzają to zresztą dobitnie kolejne wydawnictwa z naszej ziemi i nie inaczej jest z pierwszym, pełnym albumem śląskiego kwintetu Downfall Of Gods. „Ziemia Obiecana” to naprawdę płytka wyborna, lecz nie oczekujcie po niej poszerzania granic, przełamywania barier, bądź innych cudów. Materiał ten oparty jest bowiem na twardych, gatunkowych wzorcach czarciego grania, a więc na zimnych, mizantropijnych wiosłach, siarczystej sekcji rytmicznej i rasowych, złowieszczych wokalach. Wokół owych,  diabelskich podstaw, manifestujących się tu pulsującymi surowo, lecz ciężkimi bębnami, wyrazistymi, grubo skrojonymi, srodze niekiedy zawiniętymi liniami basu, mizantropijnymi riffami o hipnotyzującym szlifie i ponurym skowytem gardłowego wirują z demonicznym szaleństwem i zarazem stapiają się w jedno z tym diablim kręgosłupem klasyczne akcenty Metalu Smierci z lat 90-tych, tekstury znane z nihilistycznego Post-Black Metalu zanurzonego w depresyjnej marynacie, jak i ponure, mgliste tematy charakterystyczne dla Zimnej Fali, które na psychikę słuchacza potrafią nacisnąć bardzo konkretnie. Wsłuchajcie się tylko w te transowe, przygnębiające pasaże gitarowe, balansujące na granicy dysonansu akordy, zwarte, chwytliwe riffy przypominające niekiedy Diabelską szkołę Grecką, przemyślane partie solowe o klasycznych krawędziach, czy też wypełnione jadowitą ciemnością, wijące się niczym węże linie melodyczne, że o nawiedzonych, niekiedy rytualnych wręcz wokalach już nie wspomnę. Naprawdę, jest na tym krążku czego słuchać. Zespołowi udało się także na tym albumie połączyć surowe, apokaliptyczne riffowanie z jesiennymi, melancholijnymi krajobrazami dźwiękowymi, agresywną, intensywną melodyką, jak i konkretnymi, soczystymi dołami, lecz nade wszystko „Ziemia Obiecana” ma swój własny charakter i powiedziałbym, że zaakcentowany mocno, przygnębiający, śląski feeling, który wciąga i uzależnia coraz mocniej z każdym kolejnym jej odsłuchem. Naprawdę bardzo dobra płyta, bez dwóch zdań warto wydać na nią te kilka ciężko zarobionych srebrników i rozkoszować się jej zawartością podczas kolejnych, namiętnych z nią spotkań.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz