czwartek, 11 kwietnia 2024

Recenzja HORNS „Oświecenie”

 

HORNS

„Oświecenie”

Putrid Cult 2024

Kurczę, przyznaję się bez bicia, że nie bardzo wiem, jak zacząć tę recenzję. Nie dlatego, bynajmniej, że nie wiem, co napisać, tylko tyle peanów pochwalnych wyraziłem już pod adresem Polskiej sceny Black Metalowej, że niektórzy pewnie tym rzygają (bądź w najlepszym przypadku ich mdli, gdy o tym wspominam po raz enty), a tu dostaję kolejny materiał, który nie pozwala zapomnieć, że nasza, pisana dźwiękami diabelska księga, to  potęga niezmożona. Swój własny rozdział pisze w niej bez dwóch zdań Lubuska horda Horns, która to z początkiem tego roku wypuściła w barwach Putrid Cult swój trzeci, pełny krążek. Krążek, dodajmy od razu wg mnie wyśmienity. „Oświecenie” to bowiem płytka na wskroś Black Metalowa i kultywująca tradycje tego gatunku, a zarazem w znacznym stopniu progresywna i poszukująca tajemnych dróg prowadzących do (nie)świętego Graala. Tak więc tradycyjnie czarciego grania jest tu na morgi i hektary, a inspiracje muzyków sięgają w równym stopniu do skandynawskiej II fali, jak i niemieckiej, czy francuskiej szkoły gatunku. Oczywiście owe muzyczne podszepty cały czas osadzone są w oparach charakterystycznego, polskiego szlifu i niepowtarzalnego feelingu, jaki panuje wyłącznie na produkcjach hord z naszego, bluźnierczego kurwidołka. Trójeczka Horns wypełniona jest także po brzegi same bardziej rozbudowanymi, mrocznymi, niemal rytualnymi strukturami, przemyślanymi liniami wioseł, które nie boją się wykorzystywać akcentów progresywnych (które słyszalne są zresztą także w sferze rytmicznej), czy też ciężkich, powykręcanych srodze, atonalnych akordów. Niebanalną rolę odgrywają także na tym materiale jadowite, hipnotyczne, meandrujące złowrogo elementy melodyczne, które wprowadzają w chory, nostalgiczny, skąpany w ciemności trans i bałagan pod potylicą zrobić potrafią nadzwyczaj skuteczny i długotrwały. Podoba mi się wizja Black Metalu, jaką zaprezentował na tym albumie zespół z Zielonej Góry. Nie jest to jednak płytka na jedno podejście, pierwszy z nią kontakt nie jest łatwy i przyjemny, ale te plugawe, złe, apokaliptyczne dźwięki mają w sobie głębię i pewien szatański magnetyzm, który sprawia, że niemal bezwiednie zostajemy zassani w przepastne wnętrzności „Oświecenia”. Wyborny, intrygujący materiał. Z pewnością będę obserwował dalsze poczynania grupy, ciekaw jestem bowiem, dokąd zajdzie zespół w swych poszukiwaniach? Oby tylko nie był to romantyzm.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz