Vrykolakas
„Nocturnal Dominion Of Death”
Iron, Blood and Death Corporation 2024
Długo
już wojują na scenie ci Singapurczycy. Od momentu powstania w 1991 roku
wypuścili sporo demosów i pojawili się na wielu splitach. W ich dyskografii nie
brakuje również pełnometrażowych płyt, choć tych nie mają za wiele jak na 33
lata działalności, bo najnowsza „Nocturnal Dominion Of Death” jest dopiero
piątym krążkiem w dorobku tego (obecnie) tercetu. Wszyscy ci, którzy znają ten
band wiedzą czego po tej płycie mogą się spodziewać. Oczywiście jest to death
metal, przenoszący nas jak za sprawą czarodziejskiej różdżki w lata
dziewięćdziesiąte. Panowie poczynają sobie całkiem brutalnie, lecz ich granie
nie ma nic wspólnego ze zgniłym mięsem i zaschniętą krwią. Te osiem kawałków tu
zamieszczonych to gorąca lawa o szwedzkim brzmieniu, które zostało odpowiednio
zagęszczone i delikatnie przysypane gruzem. Magmowate riffy zapodawane
przeważnie w średnim tempie, układają się w zwarte i demoniczne melodie,
których chwytliwość raczej nie zaprasza do tańca. Snują się i wiją niczym
zatrute powietrze, tworząc przy tym skondensowaną ścianę dźwięku, przez którą
od czasu do czasu próbują przebić się piskliwe zawijasy i krótkie schizoidalne
solówki. Towarzyszy im dudniąca i w szybszych chwilach trochę chaotyczna
perkusja wraz z bulgoczącym basem. Sekcja rytmiczna stanowi tutaj swoiste
spoiwo, które dodatkowo skleja wszystko w nieprzeniknioną czerń. Sprawia ona
swoim usposobieniem wrażenie war metalu na zwolnionych obrotach, bo pomimo
ograniczonej prędkości jej atak jest zmasowany do bólu. Na „Nocturnal Dominion
Of Death” zdarzają się także szybsze momenty, a wtedy brutalizm muzyki tych
trzech panów rośnie, stając się czymś niemalże uwierającym. Do akcji, oprócz
zwartych akordów, wkraczają wtedy również śmierć-metalowe tremolo, które swą
wyższą barwą kontrastują z wiodącymi teksturami, rozdzierając je i przy tym
wprowadzając upiorną atmosferę. Nad całością unoszą się złowieszcze growle
wokalisty, dodatkowo podbijając masywność tego materiału. Podsumowując, najświeższa
pozycja Vrykolakas nie jest niczym odkrywczym, lecz stanowi kawał dusznego i
diabolicznego grania, wypełnionego po brzegi bulgoczącymi i żmijowatymi
zagrywkami. Mroczny i okresowo szaleńczo powykręcany death metal. Wielbiciele
smołowatych brzmień nie powinni być zawiedzeni.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz