niedziela, 14 kwietnia 2024

Recenzja Vrykolakas „Nocturnal Dominion Of Death”

 

Vrykolakas

„Nocturnal Dominion Of Death”

Iron, Blood and Death Corporation 2024

Długo już wojują na scenie ci Singapurczycy. Od momentu powstania w 1991 roku wypuścili sporo demosów i pojawili się na wielu splitach. W ich dyskografii nie brakuje również pełnometrażowych płyt, choć tych nie mają za wiele jak na 33 lata działalności, bo najnowsza „Nocturnal Dominion Of Death” jest dopiero piątym krążkiem w dorobku tego (obecnie) tercetu. Wszyscy ci, którzy znają ten band wiedzą czego po tej płycie mogą się spodziewać. Oczywiście jest to death metal, przenoszący nas jak za sprawą czarodziejskiej różdżki w lata dziewięćdziesiąte. Panowie poczynają sobie całkiem brutalnie, lecz ich granie nie ma nic wspólnego ze zgniłym mięsem i zaschniętą krwią. Te osiem kawałków tu zamieszczonych to gorąca lawa o szwedzkim brzmieniu, które zostało odpowiednio zagęszczone i delikatnie przysypane gruzem. Magmowate riffy zapodawane przeważnie w średnim tempie, układają się w zwarte i demoniczne melodie, których chwytliwość raczej nie zaprasza do tańca. Snują się i wiją niczym zatrute powietrze, tworząc przy tym skondensowaną ścianę dźwięku, przez którą od czasu do czasu próbują przebić się piskliwe zawijasy i krótkie schizoidalne solówki. Towarzyszy im dudniąca i w szybszych chwilach trochę chaotyczna perkusja wraz z bulgoczącym basem. Sekcja rytmiczna stanowi tutaj swoiste spoiwo, które dodatkowo skleja wszystko w nieprzeniknioną czerń. Sprawia ona swoim usposobieniem wrażenie war metalu na zwolnionych obrotach, bo pomimo ograniczonej prędkości jej atak jest zmasowany do bólu. Na „Nocturnal Dominion Of Death” zdarzają się także szybsze momenty, a wtedy brutalizm muzyki tych trzech panów rośnie, stając się czymś niemalże uwierającym. Do akcji, oprócz zwartych akordów, wkraczają wtedy również śmierć-metalowe tremolo, które swą wyższą barwą kontrastują z wiodącymi teksturami, rozdzierając je i przy tym wprowadzając upiorną atmosferę. Nad całością unoszą się złowieszcze growle wokalisty, dodatkowo podbijając masywność tego materiału. Podsumowując, najświeższa pozycja Vrykolakas nie jest niczym odkrywczym, lecz stanowi kawał dusznego i diabolicznego grania, wypełnionego po brzegi bulgoczącymi i żmijowatymi zagrywkami. Mroczny i okresowo szaleńczo powykręcany death metal. Wielbiciele smołowatych brzmień nie powinni być zawiedzeni.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz