niedziela, 7 kwietnia 2024

Recenzja Mons Veneris „Ascent Into Draconian Abyss”

 

Mons Veneris

„Ascent Into Draconian Abyss”

Signal Rex 2024

Pierwszego maja wracaz szóstym albumem Mons Veneris. Na „Ascent Into Draconian Abyss” znajdą się cztery numery, które łącznie zapodadzą prawie trzy kwadranse black metalu w ujęciu chyba wyłącznie właściwym dla tego projektu. Kompozycje Portugalczyków są niezmiennie zarejestrowane w marny sposób, co ich muzyce nadaje efekt low-fi, ale robią to z takim wyczuciem, że poszczególne sekcje nie gubią się w tym hałasie i są doskonale czytelne. Generalnie najnowsza płyta Mons Veneris nic nowego ze sobą nie niesie. W dalszym ciągu stawiają oni na surowy bleczur, który mocno może kojarzyć się z francuskimi Czarnymi Legionami i wypełniony jest szalonymi akordami oraz teatralnymi wokalizami o różnej barwie. Pozornie nie pasujące do siebie przeróżne formy kostkowania tworzą coś na wzór snu amatora kwaśnych jabłek, w którym wszystko zmienia się nagle i jak w kalejdoskopie. Poszczególne riffy i tremolo tasują się bezustannie, przechodząc gwałtownie z jednego w drugi, kreując dziwaczną i pokręconą wizję black metalu o chaotycznej agogice i wykazującego symptomy skrajnej ametodyczności. Tradycyjnie już dla tego zespołu użyte tutaj instrumenty niekiedy zupełnie ze sobą nie współgrają, dostarczając szereg nienaturalnych dźwięków, układających się w diaboliczny bałagan. W innych chwilach o dziwo ten soniczny rozgardiasz przeobraża się w zdecydowane i chmurne kostkowanie bądź w klimatyczne zwolnienia, z których wybrzmiewają echa Necromantia z początków jej działalności. Niezwykle oryginalne podejście do komponowania black metalu i nieoglądanie się na jakiekolwiek wzorce, pozwala Mons Veneris osiągnąć efekt jedyny w swoim rodzaju. Muzyka będąca fuzją, na pierwszy rzut ucha, nie przystających do siebie fraz fabrykuje obłąkane kawałki o bardzo specyficznej estetyce, która okresowo przeczy wszelkiej logice. Jednak w szaleństwie jest metoda, gdyż ta soniczna ekwilibrystyka owocuje czymś chorym i na wskroś złym oraz wymykającym się ze znanych ram. Trzy numery piwnicznego i karkołomnego bleka, zakończonego upiorną kołysanką. Po Mons Veneris zawsze warto sięgnąć więc polecam.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz