wtorek, 9 kwietnia 2024

Recenzja Cancervo „III”

 

Cancervo

„III”

Electric Valley Records 2024

Niedawno, bo 29 marca powrócili z trzecią płytą Włosi z Cancervo. Na swojej najnowszej produkcji zamieścili, oprócz intra, tylko cztery kawałki, które łącznie trwają jakieś 30 minut. Może to i dobrze, że tylko tyle, gdyż ciężar i hipnotyczność tego albumu są tak porażające i jednocześnie wysysające ze słuchacza całą energię, że gdyby był dłuższy, to odsłuch „trójki” mógłby zakończyć się u mnie zatrzymaniem akcji serca, bądź w najlepszym przypadku śpiączką lub zapadnięciem w stupor. Muzycy z San Giovani Bianco zagęścili swój stoner-doom do granic absurdu, wyzbywając się tym samym do reszty charakterystycznych dla tego gatunku bujanek. Położyli za to większy nacisk na okultystyczny klimat, uzyskując niesamowitą duszność i ponurość, które wręcz zaciskają się wokół szyi. Występujące tu kompozycje oparte są w głównej mierze na kilku mozolnych riffach, które zapętlają się wzajemnie w nieskończoność, nadając utworom mantryczne usposobienie. Podkreślają to wokale, za pomocą których Luka wydusza z siebie beznamiętnie teksty niczym upiorny prorok. Numery odegrane na mięsistych i żwirowatych gitarach oraz grubaśnej sekcji rytmicznej kreślą obraz brudnej czarnej mszy z największych koszmarów. Odbywa się ona w zapleśniałej piwnicy, w której przy blasku kilku świec i przy ubabranym krwią ołtarzu odbywa się makabryczny rytuał. Zebrani nucą zapamiętale teksty piosenek Cancervo, a zwłaszcza trzeciej „Burn Your Child”. Muzyka tych trzech mieszkańców Lombardii w stosunku do poprzedniego krążka, skręciła jeszcze mocniej w ezoteryczne rejony. Płynące w wolnym i miarowym tempie akordy, spomiędzy których niekiedy wypełznie solówka, tworzą stęchłą i co za tym idzie przytłaczającą atmosferę. Pomimo, że brakuje na „III” tych specyficznych dla stoner’a rytmów, to i tak pierwiastek sataniczności lat 70 jest wyraźnie obecny, a osiągnięto to dzięki odpowiedniemu brzmieniu oraz reprezentatywnych dla tamtego okresu melodii. Dzięki krótkiemu trwaniu wydawnictwo to nie męczy, choć jego waga i magiczny wydźwięk mogą okazać się troszeczkę zbyt intensywne, to w gruncie rzeczy jest ono całkiem relaksacyjne. Wyśmienity, diaboliczny stoner-doom metal, który szczerze polecam, tym którym wszelkie diabelstwo jest bliskie sercu. Uważajcie jednak, żeby po wysłuchaniu nie spalić swojego dziecka i żony.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz