Decayed
„In
Lustful Mayhem” (Reissue)
Caverna Abismal Records 2024
Jakiś
czas temu ten portugalski zespół zniknął z mojego horyzontu. Od ładnych kilku
lat nie słyszałem ich żadnej płyty choć ostatnią wydali w 2023. Czemu tak się
stało sam nie wiem, bo po pobieżnym odrobieniu lekcji stwierdzam, że cały czas
grają zajebisty i tradycyjny black metal. Zresztą wydaje mi się, że Decayed
nigdy nie był zbyt znaną kapelą. Powstali w 1990 roku i po dość pierwszych
surowych nagraniach w pamiętnym 1993 wydali debiut. Muzyka na nim zawarta
pełnymi garściami czerpała ze spuścizny Bathory, a zwłaszcza z pierwszego
okresu działalności Quorthon’a. Niewątpliwie był to czas, kiedy uwaga fanów
zwrócona była w pełni w stronę Norwegii i tamtejszych wydarzeń, pewnie też,
dlatego Portugalczycy nie zostali szerzej wychwyceni, a później zapewne utonęli
w zalewie skandynawskiej rogacizny. Dzisiaj na koncie mają piętnaście płyt oraz
niezliczoną ilość epek, splitów i kompilacji. Dobrze się stało, że Caverna
Abismal Record wyskoczyło z tym materiałem, bo dzięki temu przypomnieli mi o
istnieniu tego tria no i mam nadzieję, że ci, którzy nie znali Decayed, sięgną
teraz po ich dyskografię, a naprawdę warto. Rzeczone wydawnictwo łączy w sobie
dwie produkcje, a mianowicie demo z 1991 „Dark Rehearsal” i epkę z 1995 „In
Lustful Mayhem”. W pierwszej kolejności zostaje przedstawiony tu ten drugi
materiał. Składa się on z dwóch części, gdzie każda z nich poza atmosferycznymi
introsami zawiera potężną dawkę surowego black-thrashu w różnych ujęciach. Nasi
metalowcy zaczynają od zgrzytliwego i wartko płynącego sposobu na bleka na
podobę jedynki Bathory z małym liźnięciem Venom. Wypełnia go szorstkie i dzikie
kostkowanie, które chwilami poprzecinane jest szalonymi solówkami, a towarzyszą
mu nienawistne i warkotliwe wokalizy. Dźwięki płyną w żwawym tempie i ranią
niemiłosiernie swoim usposobieniem. To muza żywcem wyjęta z lat
osiemdziesiątych. Krnąbrna, nad wyraz bluźniercza, brudna i zimna. Zagrana z
niezwykłą pasją podobnie jak dwa tutaj obecne covery: „Blasphemer” Sodom i
„Witching Hour” niesfornej trójki z Newcastle. Końcówka tej epki to smoliste
numery na podobę Mortuary Drape bądź Alastis. Jest więc wyraźnie wolniej i zupełnie
inaczej brzmieniowo. Gitary są gruboziarniste, a sekcja rytmiczna już nie puka
tak zaciekle, lecz dostojnie podąża za rytualnymi riffami, otoczonymi niekiedy
klimatycznym klawiszem. W szybszych momentach aranżacje przypominają wczesną
szkołę grecką, a zwłaszcza awangardowe podejście do black metalu Necromantia ze
znakomitego „Promo Tape 1990”. Produkcje zamyka sześć utworów, które niegdyś
wyszły jako wyżej wspomniane demo „Dark Rehearsal”. Stanowią one zarejestrowane
początki muzykowania Decayed i tak właśnie brzmią. Są to kompozycje o prostej
budowie. Dominują tu niewyszukane akordy, które za sprawą zapiaszczonej barwy,
bestialskich melodii i ordynarnych, potraktowanych efektem oraz pogłosem
wokali, generują odstręczający bleczur. Płynie on w zmiennej agogice, częstując
na przemian słuchacza wściekłymi atakami, upiornymi solówkami i ezoterycznymi
zwolnieniami. Niewątpliwie śmierdzi tu wilgotną piwnicą i czymś czego nazwy
lepiej nie wymawiać. Interesujące przywołanie starych nagrań Decayed, które
pchnęło mnie do odświeżenia sobie krążków tej kapeli i zapoznania się z tymi
nowszymi. Polecam zwłaszcza tym, którym klasyczny black metal jest drogi, a nie
mieli pojęcia o istnieniu tej portugalskiej brygady. Bezkompromisowy cios
między oczy.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz