niedziela, 28 kwietnia 2024

Recenzja Decayed „In Lustful Mayhem”

 

Decayed

„In Lustful Mayhem” (Reissue)

Caverna Abismal Records 2024

Jakiś czas temu ten portugalski zespół zniknął z mojego horyzontu. Od ładnych kilku lat nie słyszałem ich żadnej płyty choć ostatnią wydali w 2023. Czemu tak się stało sam nie wiem, bo po pobieżnym odrobieniu lekcji stwierdzam, że cały czas grają zajebisty i tradycyjny black metal. Zresztą wydaje mi się, że Decayed nigdy nie był zbyt znaną kapelą. Powstali w 1990 roku i po dość pierwszych surowych nagraniach w pamiętnym 1993 wydali debiut. Muzyka na nim zawarta pełnymi garściami czerpała ze spuścizny Bathory, a zwłaszcza z pierwszego okresu działalności Quorthon’a. Niewątpliwie był to czas, kiedy uwaga fanów zwrócona była w pełni w stronę Norwegii i tamtejszych wydarzeń, pewnie też, dlatego Portugalczycy nie zostali szerzej wychwyceni, a później zapewne utonęli w zalewie skandynawskiej rogacizny. Dzisiaj na koncie mają piętnaście płyt oraz niezliczoną ilość epek, splitów i kompilacji. Dobrze się stało, że Caverna Abismal Record wyskoczyło z tym materiałem, bo dzięki temu przypomnieli mi o istnieniu tego tria no i mam nadzieję, że ci, którzy nie znali Decayed, sięgną teraz po ich dyskografię, a naprawdę warto. Rzeczone wydawnictwo łączy w sobie dwie produkcje, a mianowicie demo z 1991 „Dark Rehearsal” i epkę z 1995 „In Lustful Mayhem”. W pierwszej kolejności zostaje przedstawiony tu ten drugi materiał. Składa się on z dwóch części, gdzie każda z nich poza atmosferycznymi introsami zawiera potężną dawkę surowego black-thrashu w różnych ujęciach. Nasi metalowcy zaczynają od zgrzytliwego i wartko płynącego sposobu na bleka na podobę jedynki Bathory z małym liźnięciem Venom. Wypełnia go szorstkie i dzikie kostkowanie, które chwilami poprzecinane jest szalonymi solówkami, a towarzyszą mu nienawistne i warkotliwe wokalizy. Dźwięki płyną w żwawym tempie i ranią niemiłosiernie swoim usposobieniem. To muza żywcem wyjęta z lat osiemdziesiątych. Krnąbrna, nad wyraz bluźniercza, brudna i zimna. Zagrana z niezwykłą pasją podobnie jak dwa tutaj obecne covery: „Blasphemer” Sodom i „Witching Hour” niesfornej trójki z Newcastle. Końcówka tej epki to smoliste numery na podobę Mortuary Drape bądź Alastis. Jest więc wyraźnie wolniej i zupełnie inaczej brzmieniowo. Gitary są gruboziarniste, a sekcja rytmiczna już nie puka tak zaciekle, lecz dostojnie podąża za rytualnymi riffami, otoczonymi niekiedy klimatycznym klawiszem. W szybszych momentach aranżacje przypominają wczesną szkołę grecką, a zwłaszcza awangardowe podejście do black metalu Necromantia ze znakomitego „Promo Tape 1990”. Produkcje zamyka sześć utworów, które niegdyś wyszły jako wyżej wspomniane demo „Dark Rehearsal”. Stanowią one zarejestrowane początki muzykowania Decayed i tak właśnie brzmią. Są to kompozycje o prostej budowie. Dominują tu niewyszukane akordy, które za sprawą zapiaszczonej barwy, bestialskich melodii i ordynarnych, potraktowanych efektem oraz pogłosem wokali, generują odstręczający bleczur. Płynie on w zmiennej agogice, częstując na przemian słuchacza wściekłymi atakami, upiornymi solówkami i ezoterycznymi zwolnieniami. Niewątpliwie śmierdzi tu wilgotną piwnicą i czymś czego nazwy lepiej nie wymawiać. Interesujące przywołanie starych nagrań Decayed, które pchnęło mnie do odświeżenia sobie krążków tej kapeli i zapoznania się z tymi nowszymi. Polecam zwłaszcza tym, którym klasyczny black metal jest drogi, a nie mieli pojęcia o istnieniu tej portugalskiej brygady. Bezkompromisowy cios między oczy.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz