„Genesis Of Malignant Entropy”
Sentient
Ruin Laboratories 2023
Drugi
album długogrający kanadyjskiego Ceremonial Bloodbath niczym specjalnie nie
zaskakuje. Zespół z Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej wykonuje na nim bowiem
muzykę, która kłania się w pas cmentarnemu kultowi Ross Bay, a w jej
strukturach pełno jest gruzu, betonu i substancji ściernych. Rozpierdol jest tu
zatem potworny, a jego okrucieństwo nie zna granic. Prawdziwie nienawistne to
dźwięki, pełne plugastwa, przemocy, krwi i pierwotnego, starożytnego zła. Każdy
utwór z tej płyty przepełniony jest ziarnistymi, rozrywającymi w pizdu riffami,
które regularnie przeplatane są ekstatycznymi, dzikimi, naznaczonymi
chaosem solówkami i wyjącymi złowrogo
akordami, które powodują, że krwawe łzy spływają słuchaczowi po policzkach i
wytrąca się białko w moczu. Podobnie zresztą ma się tu sprawa ziście diabelską
sekcją rytmiczną. Bębny potrafią rozpętać prawdziwy armagedon, a linie basu są
niczym ogień piekielny ipo ich przejściu zgliszcza jeno pozostają i spalone
truchła. Warstwa wokalna zaś przypomina gwałtowne, gęste, nieposkromione, demoniczne
konwulsje. Niszczycielska i złowieszcza to produkcja, a przede wszystkim
podporządkowana jednemu – absolutnej ciemności. Diabeł jak zwykle jednak tkwi w
szczegółach, więc muzyka Ceremonial Bloodbath wcale nie jest tak jednoznaczna,
jak się początkowo może wydawać. Nie są to tylko bezbrzeżne inspiracje
Blasphemy, Conqueror, czy Revenge. Słychać tu także bestialski hipnotyzm i
pewien rytualny posmak sceny fińskiej ze wskazaniem naArchgoat i Beherit,
surowe barbarzyństwo Bestial Warlust, oraz Diocletian i bluźniercze, smoliste
wibracje, jakie charakteryzują miażdżącą twórczość Impetuous Riual, bądź
Eskhaton, że o okultystycznym szaleństwie Teitanblood już nie wspomnę. Wiem, że
wszyscy opętani blasfemicznym kultem znają doskonale to, o czym przed chwilą
usiłowałem tu mądrze napisać, jednak wierzcie mi, Uroczysta Rzeź łączy
wszystkie te pierwiastki w taki sposób, że całość rozkurwia totalnie
(przynajmniej mnie) i naprawdę robi wrażenie. Poza tym ta płyta podoba mi się z
jeszcze jednego powodu. Jest niezachwiana w swej brutalnej obcesowości,
gwałtownej, orgiastycznej wręcz, obskurnej estetyce i bezwzględnej,
niepohamowanej nienawiści. Niemiłosierna, chora zwyrodniałość przecudnej urody.
Give It To Me Baby!!!!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz