środa, 17 kwietnia 2024

Recenzja CEREMONIAL BLOODBATH „Genesis Of Malignant Entropy”

 

CEREMONIAL BLOODBATH

„Genesis Of Malignant Entropy”

Sentient Ruin Laboratories 2023

 

Drugi album długogrający kanadyjskiego Ceremonial Bloodbath niczym specjalnie nie zaskakuje. Zespół z Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej wykonuje na nim bowiem muzykę, która kłania się w pas cmentarnemu kultowi Ross Bay, a w jej strukturach pełno jest gruzu, betonu i substancji ściernych. Rozpierdol jest tu zatem potworny, a jego okrucieństwo nie zna granic. Prawdziwie nienawistne to dźwięki, pełne plugastwa, przemocy, krwi i pierwotnego, starożytnego zła. Każdy utwór z tej płyty przepełniony jest ziarnistymi, rozrywającymi w pizdu riffami, które regularnie przeplatane są ekstatycznymi, dzikimi, naznaczonymi chaosem  solówkami i wyjącymi złowrogo akordami, które powodują, że krwawe łzy spływają słuchaczowi po policzkach i wytrąca się białko w moczu. Podobnie zresztą ma się tu sprawa ziście diabelską sekcją rytmiczną. Bębny potrafią rozpętać prawdziwy armagedon, a linie basu są niczym ogień piekielny ipo ich przejściu zgliszcza jeno pozostają i spalone truchła. Warstwa wokalna zaś przypomina gwałtowne, gęste, nieposkromione, demoniczne konwulsje. Niszczycielska i złowieszcza to produkcja, a przede wszystkim podporządkowana jednemu – absolutnej ciemności. Diabeł jak zwykle jednak tkwi w szczegółach, więc muzyka Ceremonial Bloodbath wcale nie jest tak jednoznaczna, jak się początkowo może wydawać. Nie są to tylko bezbrzeżne inspiracje Blasphemy, Conqueror, czy Revenge. Słychać tu także bestialski hipnotyzm i pewien rytualny posmak sceny fińskiej ze wskazaniem naArchgoat i Beherit, surowe barbarzyństwo Bestial Warlust, oraz Diocletian i bluźniercze, smoliste wibracje, jakie charakteryzują miażdżącą twórczość Impetuous Riual, bądź Eskhaton, że o okultystycznym szaleństwie Teitanblood już nie wspomnę. Wiem, że wszyscy opętani blasfemicznym kultem znają doskonale to, o czym przed chwilą usiłowałem tu mądrze napisać, jednak wierzcie mi, Uroczysta Rzeź łączy wszystkie te pierwiastki w taki sposób, że całość rozkurwia totalnie (przynajmniej mnie) i naprawdę robi wrażenie. Poza tym ta płyta podoba mi się z jeszcze jednego powodu. Jest niezachwiana w swej brutalnej obcesowości, gwałtownej, orgiastycznej wręcz, obskurnej estetyce i bezwzględnej, niepohamowanej nienawiści. Niemiłosierna, chora zwyrodniałość przecudnej urody. Give It To Me Baby!!!!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz