sobota, 20 kwietnia 2024

Recenzja Rope Sect „Estangement”

 

Rope Sect

„Estangement”

Iron Bonehead Productions (2024)

 


Mam wrażenie, że gdzieś dekadę temu, na fali sukcesu debiutanckiej płyty Beastmilk (obecnie Grave Pleasures) pojawiła się moda, żeby labele związane z szeroko pojętą muzyką metalową miały w swoich katalogach zespoły związane ze sceną new/dark/cold/no wavową, deathrockową czy postpunkową. Rope Sect od samego początku swojej działalności związany był z metalowymi stajniami i to nie byle jakimi – najpierw był to synonim jakości czyli Caligari Records, a obecnie jeden z przodowników w promowaniu metalowego gruzu czyli niemiecka Iron Bonehead. I od razu trzeba powiedzieć, że Rope Sect jest zespołem na tyle wyjątkowym i dookoreślonym, że jego twórczość odbieram coraz bardziej dwojako. Na poziomie małych wydawnictw nagrania Niemców były dla mnie czymś absolutnie spektakularnym, smutne, deszczowe, na swój sposób brytyjskie piosenki śpiewane do butów zostały wsadzone w hałaśliwe, deathrockowe ramy sprzed 45 lat rodem dając zupełnie nową jakość dla tego typu graniu. Snujące się gdzieś pośród zgrzytów gitar melodie nucone wręcz przez będący totalnie gdzieś obok wokal kreowały aurę depresji, osamotnienia i klaustrofobii. I to co doskonale zagrało na minialbumach wypierdoliło się moim zdaniem na debiutanckim pełniaku o własne ego. Ta cudowna nienachalność zniknęła, kompozytorska zwiewność ustąpiła miejsca wyrachowanej kalkulacji, która totalnie usztywniła naszych zachodnich sąsiadów, a „The Great Flood” objawił mi się bardziej jako udawanie samego siebie niż bycie sobą. Cztery lata na szczęście zrobiły swoje i panowie z Rope Sect wyciągnęli wnioski. „Estrangement” może nie niesie już takiej jakości i świeżości jak pierwsze nagrania grupy, ale wciąż - jest to płyta dużo dużo lepsza niż debiut. Przede wszystkim wróciła lekkość, kompozycje płyną, nie noszą znamion toporności. Wszelkie momenty, które pokazują, że grupa trochę chce wpuścić więcej powietrza, rytmizacji i kliniczności (np. początek „Mementone” czy fenomenalny wstęp do „Hindsight Bias”) wydają się być naturalnym zabiegiem i w tej ilości, w której są tutaj podane stanowią fajne urozmaicenie do deathrockowej całości. I tak na dobrą sprawę to jest największa zmiana jaka nastąpiła w tej szalenie hermetycznej formule, której Niemcy hołdują. Można też odnieść wrażenie, że jest to materiał nieco wolniejszy, n swój sposób „lżejszy”, jakby dyskretnie zdradzający chęć ukierunkowania się na nieco bardziej mainstreamowego odbiorcę. Mniej tu hałaśliwych, gitarowych zasieków, struktury utworów są bardziej czytelne, a we wspomnianym „Hindsight Bias” pojawia się nawet krótkie gitarowe solo. Zapewne kto lubił wcześniejsze nagrania, ten polubi się też z „Estrangement”, bo pomimo kilku drobnych „nowinek” wciąż mamy do czynienia z dość jednorodnym graniem. Mi osobiście wystarczy dorobek Rope Sect sprzed 2020 roku, ale jeśli ktoś, podobnie jak ja, czuł się rozczarowany „The Great Flood” ten powinien posłuchać tego materiału, aby przekonać się, że Rope Sect nadal jest w stanie nagrywać dobrą muzykę i w dalszym ciągu jest zespołem, którego nie sposób przyrównać do czegokolwiek innego.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz