środa, 22 maja 2024

Recenzja Morgue „Close To Complete Darkness”

 

Morgue

„Close To Complete Darkness”

Godz Ov War (2024)

Francuski duet Morgue dwa lata kazał nam czekać na następcę „Lowest Depths Of Misery”. Choć wspomniany materiał był „zaledwie” ponownym nagraniem wydanego w 2016 roku albumu „Doors Of No Return” to poziom reinterpretacji własnego repertuaru przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Nic dziwnego, że bardzo dużo obiecywałem sobie po zapowiadanym już od jakiegoś czasu, kolejnym krążku Francuzów. Czy „Close To Complete Darkness” dowiozło mi to czego chciałem? I tak i nie. Panowie z Morgue dalej eksplorują postapokaliptyczy wydźwięk swojej twórczości, co dziwić nie powinno. Echa „Rebel Extravaganza” są tu słyszalne w dalszym ciągu, choć nie ukrywam, że element zaskoczenia w tym obszarze zniknął. Zaskoczenie natomiast może być mały krok wstecz, bo oczekując odkrywania tego nihilistyczno-blackmetalowego pierwiastka w swojej muzyce Francuzi przeszczepili swoją nową jakość na stary grunt. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że „Close To Complete Darkness” jest tak brakujące ogniwo pomiędzy wspomnianymi „Doors Of No Return”, a „Lowest Dephts Of Misery”. Pierwiastek blackmetalowy jest tu jakby wyraźnie mniejszy, a grindowe i deathmetalowe szkice bardziej wybrzmiewają na powierzchni. I od strony czysto muzycznej i wykonawczej nie ma się tu do czego przyczepić – Francuzi już nie raz nie dwa pokazali, że muzykami są wybornymi i na nowej płycie też grają tak, że mucha nie siada. Mam natomiast wyraźny problem z produkcją tych nagrań i nie do końca jestem przekonany czy tym razem trochę nie przekombinowano. Ta na „Close To Complete Darkness” jest kliniczna, mechaniczna, sterylna i bezduszna”, ale i trochę płaska. W porównaniu do „Lowest...” nie mam uczucia, że wciąga mnie czarna dziurka, że porywa mnie wielki oceaniczny wir, nie czuje majestatu tych dźwięków. Jest za to gęsto i hałaśliwie, dźwiękowe zasieki są postawione tak, że trudno mi się przez nie przegryźć. Najzwyczajniej w świecie źle mi się słucha tych nagrań. Same kompozycje też wydają mi się być mniej interesujące niż dotychczas, za mało jest chwytliwych fragmentów, za dużo jałowej łupaniny, która nie prowadzi donikąd. Na ten moment uważam, że jest to najsłabsze, pełne wydawnictwo sygnowane logiem Morgue. Może nie trafiło w swój moment, może nie mam teraz fazy na takie granie, ale najzwyczajniej w świecie próbowałem i nie weszło.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz