Morgue
„Close To Complete Darkness”
Godz Ov War (2024)
Francuski duet
Morgue dwa lata kazał nam czekać na następcę „Lowest Depths Of Misery”. Choć
wspomniany materiał był „zaledwie” ponownym nagraniem wydanego w 2016 roku
albumu „Doors Of No Return” to poziom reinterpretacji własnego repertuaru
przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Nic dziwnego, że bardzo dużo obiecywałem
sobie po zapowiadanym już od jakiegoś czasu, kolejnym krążku Francuzów. Czy
„Close To Complete Darkness” dowiozło mi to czego chciałem? I tak i nie.
Panowie z Morgue dalej eksplorują postapokaliptyczy wydźwięk swojej twórczości,
co dziwić nie powinno. Echa „Rebel Extravaganza” są tu słyszalne w dalszym
ciągu, choć nie ukrywam, że element zaskoczenia w tym obszarze zniknął.
Zaskoczenie natomiast może być mały krok wstecz, bo oczekując odkrywania tego
nihilistyczno-blackmetalowego pierwiastka w swojej muzyce Francuzi
przeszczepili swoją nową jakość na stary grunt. Nie mogę się oprzeć wrażeniu,
że „Close To Complete Darkness” jest tak brakujące ogniwo pomiędzy wspomnianymi
„Doors Of No Return”, a „Lowest Dephts Of Misery”. Pierwiastek blackmetalowy
jest tu jakby wyraźnie mniejszy, a grindowe i deathmetalowe szkice bardziej
wybrzmiewają na powierzchni. I od strony czysto muzycznej i wykonawczej nie ma
się tu do czego przyczepić – Francuzi już nie raz nie dwa pokazali, że muzykami
są wybornymi i na nowej płycie też grają tak, że mucha nie siada. Mam natomiast
wyraźny problem z produkcją tych nagrań i nie do końca jestem przekonany czy
tym razem trochę nie przekombinowano. Ta na „Close To Complete Darkness” jest
kliniczna, mechaniczna, sterylna i bezduszna”, ale i trochę płaska. W
porównaniu do „Lowest...” nie mam uczucia, że wciąga mnie czarna dziurka, że
porywa mnie wielki oceaniczny wir, nie czuje majestatu tych dźwięków. Jest za
to gęsto i hałaśliwie, dźwiękowe zasieki są postawione tak, że trudno mi się
przez nie przegryźć. Najzwyczajniej w świecie źle mi się słucha tych nagrań.
Same kompozycje też wydają mi się być mniej interesujące niż dotychczas, za
mało jest chwytliwych fragmentów, za dużo jałowej łupaniny, która nie prowadzi
donikąd. Na ten moment uważam, że jest to najsłabsze, pełne wydawnictwo
sygnowane logiem Morgue. Może nie trafiło w swój moment, może nie mam teraz
fazy na takie granie, ale najzwyczajniej w świecie próbowałem i nie weszło.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz