Diabolic Oath
„Oracular Hexations”
Sentient Ruin Laboratories 2024
Diabolic Oath to stosunkowo młody twór, bowiem datujący swoje zaranie na
rok dwa tysiące osiemnasty. Nie mniej jednak w międzyczasie, panowie zdążyli
wypluć już z siebie dwie demówki, pełniaka i split. Nie wiem, nie słyszałem,
zajmę się zatem materiałem pełnometrażowym numer dwa. Bez zabawy w przedmowy
czy inne zbędne pierdololo, „Oracular Hexations” to wpierdol jak ta lala, dokładnie
w takim stylu jaki uwielbiam. Czyli po kolei. Chłopaki nie silą się na jakieś
ekwilibrystyczne wynalazki. Tempo trzymają szybsze, przeplatając średnim. Zapewne
dość mocno gra im na duszy Portal, co udowadniają dzikimi, tasującymi się
tremolo riffami o zegarowym zabarwieniu, jakże charakterystycznym dla Australijczyków.
Żeby jednak nie było, że bezczelnie rżną i nic poza tym, no nie. Sporo w ich
kompozycjach mocnych przyspieszeń i patentów zahaczających nawet o klasyczny
thrash. Są to co prawda jedynie dodatki, ale wyraźnie słyszalne. Tak samo jak
mocne akcenty dathmetalowe, czerpiące głęboko z klasyki sceny europejskiej czy
zamorskiej. Przede wszystkim jednak nagrania te pulsują mrokiem. Czuć w nich
ciężar i maksymalne przytłoczenie. Monotonne, zapętlone harmonie tłuczą mózg na
krwawą papkę. Jednocześnie muzyka ta ma w sobie bardzo silny rytualny posmak,
jest duszna i złowieszcza. Diabolic Oath w bardzo naturalny sposób potrafią
stworzyć swoją własną miksturę z powszechnie dostępnych, klasycznych
składników, w taki sposób, by wchłaniała się powoli, acz intensywnie,
zatruwając po chwili cały organizm. Jeśli dodam, że nagrania te brzmią bardzo
gęsto i przytłaczająco, to jasnym jest, iż „Oracular Hexations” słucha się z
wielkim uśmiechem na twarzy Może ten mini nie zawojuje końcoworocznych
podsumowań, lecz na pewno każdemu maniakowi gruzowych dźwięków sprawi olbrzymią
przyjemność. Warto sprawdzić.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz