Reversed
„Wildly Possessed”
Invictus Productions (2024)
Nie
wierzyłem, że kanadyjski Reversed wyda jeszcze kiedykolwiek jakieś tchnienie.
Po wydanej w 2018 roku Epce „Widow Recluse” grupa zaliczyła jedynie dwuutworowe
demo dwa lata temu, ale oczy i uszy metalowego światka i tak były raczej
zwrócone na wieści o nowej, zbyt długo wyczekiwanej płycie Mitochondrion,
której to pałker również udziela się w Reversed. Nowej płyty Mitochondrion nie
ma i nie wiadomo czy będzie, ale pełny debiut Reversed ujrzy światło dzienne za
niecały miesiąc. Mając w pamięci jak duże wrażenie zrobiło na mnie „Widow
Recluse” moje oczekiwania wobec „Wildly Possessed” były ogromne. Niestety
zderzenie z nimi było tragiczne w skutkach już w pierwszym kontakcie. Nie, że
Kanadyjczycy wysmażyli słaby album, bo tak nie jest, ale po raz wtóry
przekonuję się, że muzyka musi trafić w swój czas i moment. Nie tak dawno
pisałem o debiucie chilijskiego Uttertomb, który trochę nie dowiózł mi tego, co
zapamiętałem przy okazji ich minialbumu „Necrocentrism”. I tutaj mam podobny
casus. „Widow Recluse” było dziką, pełną niedopowiedzeń i złowrogiej atmosfery
wariacją na temat pierwocin metalu ekstremalnego, tyle, że w wykonaniu
doświadczonych muzyków, którzy grać potrafią. Było w tym wydawnictwie coś absolutnie
wyjątkowego i nieuchwytnego. Niestety nie odnajduje tego na „Wildly Possessed”.
Reversed dostarczyło po prostu niespełna 35 minut surowej mieszkanki black,
death i thrash metalu, solidnej, ale pozbawionej błysku i pierwiastka
wyjątkowości. Pozornie wszystko jest na miejscu, wszystko jest sprawnie
zagrane, całość brzmi bardzo klasycznie, ale kompletnie nie wyczuwam w tym
pierwiastku zła, obłędu, nieuchwytności. Pytanie, czy poprawne, solidne
wydawnictwo to jest coś czego oczekiwaliśmy od Reversed. Ja zapewne w ogóle nie
zwróciłbym uwagi na ten materiał gdyby nie logo zdobiące okładkę, a tym roku
wyszło kilka płyt, które lepiej poradziły sobie z podobną stylistyką by
wspomnieć chociaż indonezyjskie Exhumation, Crucifier nie zapominając o
przewspaniałej płycie niemieckiego Drowned. Czy więc jestem rozczarowany nowym
krążkiem Reversed? Tak. Bo oczekiwał dużo więcej i wiem, że tych gości na to
stać. Wiem też, że parę innych kapel dowiozło mi podobny towar lepszej jakości,
choć wcale na nich nie liczyłem. Zapewne Ci, którym mało tego typu klimatów
będą zadowoleni, ale myślę i oni nie będą się nad tym wydawnictwem rozpływać.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz