Necromoon
„War With Tyranny”
Putrid Cult 2024
No! Dokładnie o to chodziło panie Morgul! Właśnie
dzięki takim wydawnictwom Putrid Cult jest przez niektórych nazywany polskim
odpowiednikiem Iron Bonehead Productions. „War With Tyranny” to debiutancki
album naszych krajanów, a jego zawartość to Szatan, syf, choróbska wszelakie,
gnijące zwierzęce szczątki oraz dwie taczki gnoju i błota. Poza ostatnim,
trwającym niemal kwadrans „A Transcendental Journey to an Unknown Dimension”,
pozostałe utwory, a jest ich osiem, zamykają się w większości w trzech
minutach. Najprościej byłoby posłużyć się tutaj porównaniem dość oczywistym.
Panowie zapewne nie obrażą się, jeśli nazwę ich muzykę polskim odpowiednikiem
Beherit, bo to zapewne wczesna twórczość tego zespołu była główną inspiracją
powołania Necromoon do życia. Finezji muzyczne nie ma tu zatem żadnej, ale to
nie mają być, z zasady, piosenki do słuchania w radio czy filharmonii. Muzycy
za pomocą prostych środków sieją na tych nagraniach zniszczenie i popełniają
bluźnierstwa najgorszego sortu. Niewiele tutaj przyspieszeń, a nawet jeśli
takowe się zdarzają, to momentalnie równoważone są brudnymi jak miejski ściek
zwolnieniami. Mimo bardzo sztywnych ram inspiracji, Necromoon starają się, by
ich kompozycje nie były jednakowe czy schematyczne. Powiedziałbym, że muzycy
udowadniają, iż mocno wyeksploatowane już harmonie można odświeżyć i tchnąć weń
odrobinę świeżości (jeśli to słowo w tym przypadku w ogóle jest na miejscu).
Całość wieńczy, wspomniany już, czternastominutowy kolos, oparty na mariażu
schowanego na drugi plan ambientu, z drone’owymi, ociężałymi riffami i
rytualnymi wokalizami. I przy tych dźwiękach piekło dosłownie otwiera swoje
wrota na oścież. Klimat tej kompozycji to czyste zło, bezwzględnie idealne
ukoronowanie „Wojny z Tyranią”. Uwielbiam takie proste, obłąkane, satanistyczne
granie, a Necromoon zaprezentowali w tym temacie materiał z najwyższej półki, który
bez wstydu można postawić obok Nekkrofukk czy Cult of Black Blood. Dla maniaków
gatunku ten debiut to absolutny mus, a dla mnie chyba najbardziej zaskakujący
debiut na rodzimej scenie w tym roku (przynajmniej do chwili obecnej).
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz