czwartek, 16 maja 2024

Recenzja Necromoon „War With Tyranny”

 

Necromoon

„War With Tyranny”

Putrid Cult 2024

No! Dokładnie o to chodziło panie Morgul! Właśnie dzięki takim wydawnictwom Putrid Cult jest przez niektórych nazywany polskim odpowiednikiem Iron Bonehead Productions. „War With Tyranny” to debiutancki album naszych krajanów, a jego zawartość to Szatan, syf, choróbska wszelakie, gnijące zwierzęce szczątki oraz dwie taczki gnoju i błota. Poza ostatnim, trwającym niemal kwadrans „A Transcendental Journey to an Unknown Dimension”, pozostałe utwory, a jest ich osiem, zamykają się w większości w trzech minutach. Najprościej byłoby posłużyć się tutaj porównaniem dość oczywistym. Panowie zapewne nie obrażą się, jeśli nazwę ich muzykę polskim odpowiednikiem Beherit, bo to zapewne wczesna twórczość tego zespołu była główną inspiracją powołania Necromoon do życia. Finezji muzyczne nie ma tu zatem żadnej, ale to nie mają być, z zasady, piosenki do słuchania w radio czy filharmonii. Muzycy za pomocą prostych środków sieją na tych nagraniach zniszczenie i popełniają bluźnierstwa najgorszego sortu. Niewiele tutaj przyspieszeń, a nawet jeśli takowe się zdarzają, to momentalnie równoważone są brudnymi jak miejski ściek zwolnieniami. Mimo bardzo sztywnych ram inspiracji, Necromoon starają się, by ich kompozycje nie były jednakowe czy schematyczne. Powiedziałbym, że muzycy udowadniają, iż mocno wyeksploatowane już harmonie można odświeżyć i tchnąć weń odrobinę świeżości (jeśli to słowo w tym przypadku w ogóle jest na miejscu). Całość wieńczy, wspomniany już, czternastominutowy kolos, oparty na mariażu schowanego na drugi plan ambientu, z drone’owymi, ociężałymi riffami i rytualnymi wokalizami. I przy tych dźwiękach piekło dosłownie otwiera swoje wrota na oścież. Klimat tej kompozycji to czyste zło, bezwzględnie idealne ukoronowanie „Wojny z Tyranią”. Uwielbiam takie proste, obłąkane, satanistyczne granie, a Necromoon zaprezentowali w tym temacie materiał z najwyższej półki, który bez wstydu można postawić obok Nekkrofukk czy Cult of Black Blood. Dla maniaków gatunku ten debiut to absolutny mus, a dla mnie chyba najbardziej zaskakujący debiut na rodzimej scenie w tym roku (przynajmniej do chwili obecnej).

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz