środa, 22 maja 2024

Recenzja HERZOG „Furnace”

 

HERZOG

„Furnace”

Amor Fati Productions 2023

Werner Herzog to mistrz kina. Reżyser filmowy, teatralny i operowy. Scenarzysta, producent i aktor,  jednym słowem mistrz i ikona dużego ekranu. Prócz tego pisarz i poeta, a także wnikliwy obserwator i badacz. Nazywa się go również poszukiwaczem prawdy, przepowiadaczem katastrof, czy też radykalnym marzycielem. Postać zdecydowanie nietuzinkowa, a wśród kinomanów wręcz kultowa. Nie wiem, czy belgijska horda, która pod koniec zeszłego roku z pomocą Amor Fati Productions wydała swój pierwszy album długogrający, inspirowała się w jakiś sposób tą niesamowitą osobistością kina i średnio mnie to, prawdę powiedziawszy, interesuje. Faktem jednak jest niezaprzeczalnym, że „Piec” to czterdzieści minut ciekawej i wciągającej muzyki. Trio z Brukseli szeroko otwiera tu przed nami bramy swego piekielnego, pulsującego złowrogo, apokaliptycznego kosmosu dźwiękowego, który to potrafi narobić sporo bałaganu na poddaszu każdego, kto zdecyduje się z nim zapoznać. Herzog rzeźbi oczywiście w Black Metalowej materii, lecz czarcie dźwięki w ich wykonaniu są intensywne, ciężkie i mają zdecydowanie własny charakter. Wyśmienitą robotę robią tu dysonansowe, porażające, gęste linie gitar, które rozpierdol sieją okrutny, a chwilami wręcz przytłaczają, oraz potężne, transowe bębny, które wraz z miażdżącym, przepastnym basem po prostu niszczą, jak i apodyktycznie złowieszcze, demoniczne wokale. Naprawdę ciekawy to album. Gwałtowny, zawiesisty, przepełniony mrocznymi wibracjami, a przy tym pełen ciekawych struktur, wściekłych harmonii, niekonwencjonalnych akcentów i wyrafinowanych niuansów. Muzyka, jaką zawiera, jest bezlitosna, mizantropijna, ponura i nasycona nihilizmem w stopniu bardziej niż znacznym. Niestety, nie wszystko tu jest kolorowe i akuratne, gdyż „Furnace” jawi mi się, jako album o dwu twarzach. Z jednej strony są wałki takie jak „Acheminement”, „Oath of Weakness”, „The Craftsmen”, czy „All Rites”, które urywają łeb przy samej dupie, a z drugiej są pozostałe cztery, którym niestety nieco brakuje tej jakości i szlifu, co wcześniej wymienionym. Rzutuje to dosyć mocno na spójność tego krążka, a konkretnie na braki w owej spójności. Liczę więc, że dwójeczka Herzog będzie już bardziej zrównoważona i oczywiście skieruje zdecydowanym ruchem ręki swe oblicze w stronę wspomnianych tu już „Acheminement”, bądź „All Rites”. Strach pomyśleć, jakie pierdnięcie będzie miała wówczas tak zorientowana płytka, a na razie jest ciekawie, gęsto i mocno, ale jeszcze bez osrania po pachy. Rokowania na przyszłość są jednak wg mnie bardzo obiecujące.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz