„Furnace”
Amor Fati Productions 2023
Werner Herzog to mistrz kina. Reżyser filmowy, teatralny i
operowy. Scenarzysta, producent i aktor,
jednym słowem mistrz i ikona dużego ekranu. Prócz tego pisarz i poeta, a
także wnikliwy obserwator i badacz. Nazywa się go również poszukiwaczem prawdy,
przepowiadaczem katastrof, czy też radykalnym marzycielem. Postać zdecydowanie
nietuzinkowa, a wśród kinomanów wręcz kultowa. Nie wiem, czy belgijska horda,
która pod koniec zeszłego roku z pomocą Amor Fati Productions wydała swój
pierwszy album długogrający, inspirowała się w jakiś sposób tą niesamowitą
osobistością kina i średnio mnie to, prawdę powiedziawszy, interesuje. Faktem
jednak jest niezaprzeczalnym, że „Piec” to czterdzieści minut ciekawej i
wciągającej muzyki. Trio z Brukseli szeroko otwiera tu przed nami bramy swego
piekielnego, pulsującego złowrogo, apokaliptycznego kosmosu dźwiękowego, który
to potrafi narobić sporo bałaganu na poddaszu każdego, kto zdecyduje się z nim
zapoznać. Herzog rzeźbi oczywiście w Black Metalowej materii, lecz czarcie
dźwięki w ich wykonaniu są intensywne, ciężkie i mają zdecydowanie własny
charakter. Wyśmienitą robotę robią tu dysonansowe, porażające, gęste linie
gitar, które rozpierdol sieją okrutny, a chwilami wręcz przytłaczają, oraz potężne,
transowe bębny, które wraz z miażdżącym, przepastnym basem po prostu niszczą,
jak i apodyktycznie złowieszcze, demoniczne wokale. Naprawdę ciekawy to album.
Gwałtowny, zawiesisty, przepełniony mrocznymi wibracjami, a przy tym pełen
ciekawych struktur, wściekłych harmonii, niekonwencjonalnych akcentów i
wyrafinowanych niuansów. Muzyka, jaką zawiera, jest bezlitosna, mizantropijna,
ponura i nasycona nihilizmem w stopniu bardziej niż znacznym. Niestety, nie
wszystko tu jest kolorowe i akuratne, gdyż „Furnace” jawi mi się, jako album o
dwu twarzach. Z jednej strony są wałki takie jak „Acheminement”, „Oath of
Weakness”, „The Craftsmen”, czy „All Rites”, które urywają łeb przy samej
dupie, a z drugiej są pozostałe cztery, którym niestety nieco brakuje tej
jakości i szlifu, co wcześniej wymienionym. Rzutuje to dosyć mocno na spójność
tego krążka, a konkretnie na braki w owej spójności. Liczę więc, że dwójeczka
Herzog będzie już bardziej zrównoważona i oczywiście skieruje zdecydowanym
ruchem ręki swe oblicze w stronę wspomnianych tu już „Acheminement”, bądź „All Rites”.
Strach pomyśleć, jakie pierdnięcie będzie miała wówczas tak zorientowana
płytka, a na razie jest ciekawie, gęsto i mocno, ale jeszcze bez osrania po
pachy. Rokowania na przyszłość są jednak wg mnie bardzo obiecujące.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz