sobota, 18 maja 2024

Recenzja MOISSON LIVIDE „Sent Empèri Gascon”

 

MOISSON LIVIDE

„Sent Empèri Gascon”

Antiq Records 2024

Moisson Livide to projekt, którego ojcem, założycielem jest Baptiste Labenne znany również (przynajmniej niektórym) z Folk Metalowego Boisson Divine. Człek ten od lat już eksploruje historię, mity i legendy Gaskonii (czyli obszaru, który obejmował ongiś Oksytanię oraz Nową Akwitanię) i stara się je przybliżyć odbiorcom swojej muzyki. Ciekawi niech wiedzą, że z tegoż to regionu pochodził m.in. król Nawarry i późniejszy król Francji Henryk IV Wielki. Zarys historyczny twórczości Moisson Livide mamy już z grubsza za sobą, teraz więc przejdźmy do muzyki tego zespołu. Biorąc pod uwagę przedstawione na wstępie fakty, nikogo chyba nie zdziwi, że na „Sent Empèri…” usłyszymy bardzo dużo nawiązań do ludowych dźwięków tamtych ziem i to zarówno jeżeli chodzi o użycie typowych dla autochtonów instrumentów, jak i zastosowanie charakterystycznej rytmiki, czy też akcentów i warstw melodycznych. Tak więc natkniemy się tu, na wykonane przez znamienitych gości, nuty Liry Korbowej, Akordeonu, Oboju, Saksofonu Altowego, jak i na wersety odegrane na Bouzouki, Boha, Tin Whistle (lub jak kto woli Flażolecie), czy Gitarze Lap Steel. Oczywiście wszystko to zostało wybornie wkomponowane w zasadniczą część tej płyty, można by rzec, że wręcz w jej fundament, a fundamentem tym jest chwytliwy, zadziorny, entuzjastycznie zagrany Heavy/Power Metal oblany dosyć obficie dressingiem z Melodyjnego Black Metalu. Niektórzy już teraz przestali zapewne czytać tę recenzję, ale wierzcie mi, tej muzyce warto dać szansę (niemal sam nie wierzę w to, co piszę), gdyż niewątpliwie ciekawe i szczere to dźwięki. Jednym słowem ta muza żre, a do tego działa niesamowicie odświeżająco (przynajmniej na me styrane już mocno Szatanem i skrajną brutalnością szare komórki). Moisson Livide na wiele sposobów potrafi bowiem ożywiać historię sławionego przez siebie regionu, wszak nawet liryki są tu w języku Gascon. Tradycyjny, Gaskoński Folk zespala się tu zatem harmonicznie i wręcz naturalnie z diabolicznymi, Heavy Metalowymi riffami i siarczystymi, Black Metalowymi teksturami, przekształcając przy tym bardzo często bystre, błyskotliwe linie melodyczne tak, aby tryskały jadowitym osoczem i brzmiały dumnie, oraz posiadały zaraźliwy, typowo Diabelski urok. Nie wiem, czy dajmy na to, za pół roku będę miał tak samo entuzjastyczne podejście do tego albumu, ale jak na razie weszła mi ta płytka niebezpiecznie gładko i nie chce wyjść. Mam zamiar więc cieszyć się nią teraz, ile wlezie. Reszta dylematów z czasem wyjaśni się sama.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz