„Sent Empèri Gascon”
Antiq Records 2024
Moisson Livide to
projekt, którego ojcem, założycielem jest Baptiste Labenne znany również
(przynajmniej niektórym) z Folk Metalowego Boisson Divine. Człek ten od lat już
eksploruje historię, mity i legendy Gaskonii (czyli obszaru, który obejmował
ongiś Oksytanię oraz Nową Akwitanię) i stara się je przybliżyć odbiorcom swojej
muzyki. Ciekawi niech wiedzą, że z tegoż to regionu pochodził m.in. król
Nawarry i późniejszy król Francji Henryk IV Wielki. Zarys historyczny
twórczości Moisson Livide mamy już z grubsza za sobą, teraz więc przejdźmy do
muzyki tego zespołu. Biorąc pod uwagę przedstawione na wstępie fakty, nikogo
chyba nie zdziwi, że na „Sent Empèri…” usłyszymy bardzo dużo nawiązań do
ludowych dźwięków tamtych ziem i to zarówno jeżeli chodzi o użycie typowych dla
autochtonów instrumentów, jak i zastosowanie charakterystycznej rytmiki, czy
też akcentów i warstw melodycznych. Tak więc natkniemy się tu, na wykonane przez
znamienitych gości, nuty Liry Korbowej, Akordeonu, Oboju, Saksofonu Altowego,
jak i na wersety odegrane na Bouzouki, Boha, Tin Whistle (lub jak kto woli
Flażolecie), czy Gitarze Lap Steel. Oczywiście wszystko to zostało wybornie
wkomponowane w zasadniczą część tej płyty, można by rzec, że wręcz w jej
fundament, a fundamentem tym jest chwytliwy, zadziorny, entuzjastycznie zagrany
Heavy/Power Metal oblany dosyć obficie dressingiem z Melodyjnego Black Metalu.
Niektórzy już teraz przestali zapewne czytać tę recenzję, ale wierzcie mi, tej
muzyce warto dać szansę (niemal sam nie wierzę w to, co piszę), gdyż
niewątpliwie ciekawe i szczere to dźwięki. Jednym słowem ta muza żre, a do tego
działa niesamowicie odświeżająco (przynajmniej na me styrane już mocno Szatanem
i skrajną brutalnością szare komórki). Moisson Livide na wiele sposobów potrafi
bowiem ożywiać historię sławionego przez siebie regionu, wszak nawet liryki są
tu w języku Gascon. Tradycyjny, Gaskoński Folk zespala się tu zatem harmonicznie
i wręcz naturalnie z diabolicznymi, Heavy Metalowymi riffami i siarczystymi,
Black Metalowymi teksturami, przekształcając przy tym bardzo często bystre,
błyskotliwe linie melodyczne tak, aby tryskały jadowitym osoczem i brzmiały
dumnie, oraz posiadały zaraźliwy, typowo Diabelski urok. Nie wiem, czy dajmy na
to, za pół roku będę miał tak samo entuzjastyczne podejście do tego albumu, ale
jak na razie weszła mi ta płytka niebezpiecznie gładko i nie chce wyjść. Mam
zamiar więc cieszyć się nią teraz, ile wlezie. Reszta dylematów z czasem
wyjaśni się sama.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz