piątek, 3 maja 2024

Recenzja AUTOPSY „Ashes, Organs, Blood and Crypts”

 

AUTOPSY

„Ashes, Organs, Blood and Crypts”

Peaceville Records 2023


Rok 2023 nie zapisał się może złotymi zgłoskami w historii Metalu Śmierci, lecz niewątpliwie można mu przyznać kilka Gwiazdek Michelin. Wyborne albumy wydali bowiem w tym, zdechłym już kilka miechów temu roku zarówno młodzi gniewni, jak i starzy mistrzowie gatunku. Autopsy zaliczymy oczywiście do grupy mistrzowskiej, wszak to prawdziwi weterani i jedni z prekursorów krwawego, zalatującego zgnilizną Death Metalu. Bez mała 35 lat na scenie, wydawnictw tyle, że trudno nie pomylić się przy ich pobieżnym liczeniu. Czy zatem dziesiąty ich album długogrający, który ukazał się Anno Bastardi 2023,  będzie miał nadal coś do zaoferowania? A żebyś kurwa wiedział jeden z drugim! „Ashes, Organs, Blood and Crypts” to płytka, która po prostu w chuj rozpierdala, oczywiście zaraz potem, gdy rozerwie Cię na strzępy. Mnóstwo tu klasycznie chorych patentów, z których od zawsze słynęło Autopsy, a woń rozkładu, jaka bije z tej płytki, przyprawia wręcz o odruchy wymiotne. Korzenna, można nawet powiedzieć, że pierwotnie surowa, gęsta sekcja rytmiczna z galopującymi, brudnymi beczkami i niesamowitymi, wyrazistymi, wywracającymi trzewia liniami basu wgniata w podłoże z niebywałym okrucieństwem. Cztery struny Grega Wilkinsona naprawdę miażdżą tak, że z organów wewnętrznych zostaje krwawy pasztet. Wiosła panów Cutlera i Coralles’a szyją grubo i zawiesiście, a przy tym ich zapadające w pamięć, tłuste riffy, jak i cuchnące zepsutym mięsem, zaropiałe, wzburzone linie melodyczne, oraz wijące się, przestrzenne, przesycone atmosferą horroru klasy B partie solowe sprawiają, że rozpuszczają się tkanki mózgowe, a gałki oczne wpływają z oczodołów. Wokale Chrisa Reiferta są natomiast tym razem nieco bardziej skupione, jednak równie zaciekłe, obłąkane i przesiąknięte wszelakim plugastwem, jak ponad trzy dekady temu wstecz. Tyle, jeżeli chodzi o klasycznie niszczące aspekty tego albumu. Jak się więc domyślacie, przejdziemy teraz do mniej oczywistych, często zakamuflowanych pod warstwami mięcha i flaków elementów tej płytki (a jest ich tu niemało). W „Well of Entrails” panowie odwołują się do klasycznego Doom Metalu spod znaku Candlemass, a „Marrow Fiend” posiada feeling gitarowych pojedynków Iron Maiden. Duch Slayera unosi się wyraźnie nad „Bones to the Wolves”, a dzika furia Dark Angel uwidacznia się w „DeathIs The Answer”. Panowie wykorzystali także na tej produkcji struktury charakterystyczne dla złośliwego, szorstkiego HC/Punka, czy zapiaszczonego Stoner Rocka, wszystko to jednak genialnie umocowali w śmiertelnych, przegniłych teksturach muzycznych starej szkoły. „Prochy, Organy, Krew i Krypty” udowadnia dobitnie, że Chris i spółka są niezrównani w swoich chorych talentach i nawet po tylu latach mają z grania totalny fun i nikt im kurwa nie podskoczy. Kończąc więc ten mój  przydługi wywód, powiem tak: wielu stara się grać chory, jebiący zgnilizną i ropnymi wydzielinami Death Metal, a i tak zawsze wygrywa Autopsy.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz