środa, 15 maja 2024

Recenzja Mortal Wound „Anus Of The World”

 

Mortal Wound

„Anus Of The World”

Dark Descent Records (2024)

 


Kalifornijski Mortal Wound to relatywnie młoda formacja, która dała się poznać deathmetalowemu podziemiu demówką „Forms Of Unreasoning Fear” oraz splitem z Gutless. Teraz, za sprawą Dark Descent Records mamy możliwość zweryfikowania potencjału grupy za sprawą debiutanckiego krążka „Anus Of The World”. Pod tym mocno humorystycznym tytułem i mocno oczojebną, chujową okładką kryje się kilka bardzo smakowitych ochłapów. Mortal Wound uprawia bowiem kompletnie nieoryginalny i cholernie fajny death metal spod znaku wczesnego Cannibal Corpse. Brak własnego stylu w tym przypadku wcale nie jest zarzutem, bo Mortal Wound w żaden sposób nie wydają się być kolejną retrokapelą, która z premedytacją i wyrachowaniem próbuje grać w określonym stylu. Słuchając „odbytu świata” cały czas towarzyszyło mi uczucie, że obcuję z kompletnie niewymuszonym, bardzo naturalnym materiałem, jakby żywcem wyjętym sprzed trzydziestu kilku lat. To, że ekipa z zachodniego wybrzeża Stanów nie sili się na eksplorowanie i poszukiwanie własnego języka nie rzutuje na jakość nagrań. Iście barnesowski bulgot, mnóstwo chwytliwych riffów, proste kompozycje i mięsiste, ale dalekie od modnego brzmienie plasują pierwszy długograj Mortal Wound w grupie wydawnictw pokroju debiutu Rotheads czy ostatniego Torture Rack, gdzie wszystkie ograne patenty czarują naturalizmem, a wszelkie mankamenty są raczej wbudowanym w całość atutem dającym świadectwo autentyczności. Oczywiście – Mortal Wound to nie ten poziom wykonawczy co ekipa Alexa Webstera, a i od strony kompozycyjnej jest tu prościej. Na upartego można doszukiwać się wpływów Mortician, Impetigo, Corpus Rottus czy kilku innych zespół, którym tematyka tanich horrorów nie jest obca. Można zaryzykować stwierdzenie, że „Anus Of The World” to płyta kompletnie nieistotna dla gatunku, bo słyszeliśmy takie granie setki razy, ale co z tego skoro jest to nagranie fajne, którego słucha się wybornie. Czy potrzeba coś więcej? Ta płyta żadnych końcoworocznych list nie podbije i w żadnych annałach metalu śmierci się nie zapisze, ale gwarantuję, że jeśli ktoś ubóstwia tego typu granie, ten będzie tym wydawnictwem bardzo usatysfakcjonowany.

 

                                                                                                           Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz