„Kaamos”
Theogonia Records
2024
Do
kuriozalnych wręcz sytuacji dochodzi czasem, gdy bez odpowiedniej wiedzy chcemy
zbyt szybko połączyć kropki. Zderzenie z rzeczywistością bywa wówczas tyleż
bolesne, co zaskakujące, a bywa, że i wstydliwe. Otóż wyobraźcie sobie, że
parząc jednie na okładkę drugiego, pełnego albumu As The Sun Falls uroiłem
sobie, że grupa ta musi pochodzić z Finlandii i grać słodziutki, lukrowany
obficie, nowoczesny Melo Death Metal dla grzecznych, w ząbek czesanych,
pluszowych misiów. Jak się okazało, me niczym niepoparte fantasmagorie częściowo
się potwierdziły, a za drugą część szybko dostałem chlapacza w ryj. Wyszło na
jaw bowiem, że As The Sun Falls to zespół założony w Szwajcarii, który
ostatecznie jednak osiadł w Finlandii, lecz ich muzyka zdecydowanie wykracza
poza ramy Melodyjnego Metalu Śmierci. Dźwięki, jakie znajdziemy na tym krążku, nie
są łatwo przyswajalną, mdłą papką, mają charakterystyczny, północny klimat, moc
i bez dwóch zdań potrafią wystosować w krocze solidnego kopniaka. Zainspirowana
mistycznym okresem najbardziej zimnych miesięcy „Noc Polarna” to hipnotyzująca eksploracja
urzekających, zamarzniętych, nierzadko prawie niedostępnych krajobrazów kraju
tysiąca jezior, która dla wielu będzie także wejrzeniem w głąb swej duszy i
swoistym katharsis. Jeżeli zaś chodzi o aspekty czysto muzyczne, to obcujemy tu
z atmosferyczną frakcją Death/Doom Metalu, która w równej mierze nasycona jest
zadziornymi, jadowitymi melodiami pokrytymi progresywną patyną, co i
przygniatającymi, transowymi, mrocznymi strukturami, oraz melancholijnymi
harmoniami. Sekcja rytmiczna sanowi tu niemal monumentalną jedność i zarówno
beczki, jak i soczysty bas zachowują niemal idealny balans
pomiędzy wolniejszymi, przytłaczającymi teksturami, a zdecydowanie bardziej
dosadnymi, śmiertelnymi rytmami. Wyśmienitą robotę robią tu także wokale,
wzmacniające wydatnie klimat tego materiału (zwłaszcza zamarynowane ciemnością,
grobowe, acz zrozumiałe growle niszczą konkretnie), jak i gustowny klawisz
włączający się do gry idealnie wtedy, kiedy trzeba. „Kaamos” to jednak album
przede wszystkim gitarowy. To właśnie wiosła grają tu pierwsze skrzypce i zapewniają
o sile tego albumu. Lauri i Jani szyją na tej płytce doprawdy wybornie, a mnogość
technik, które stosują, robi wrażenie. Przepełnione melancholijnymi akcentami
melodycznymi, zimne, zahaczające o mizantropię riffy urzekają, czarują i przykuwają uwagę, ponure,
zagęszczone, poczerniałe pasaże cisną fachowo, a doskonałe, chwilami wirtuozerskie
partie solowe powodują opad szczęki. Wiosłujący panowie odważnie sięgają w swej
grze po wielowarstwowe, progresywne rozwiązania, głębokie, żałobne tonacje,
bardziej eteryczne, zamglone linie często wykorzystywane w Post-Black Metalu,
czy też osadzone w klasycznym, skandynawskim Heavy Metalu dźwiękowe kreacje, a
zaręczam, że to jeszcze nie wszystko. Więcej szczegółów zdradzał jednak nie
będę, aby nie popsuć Wam radości z odkrywania ich na tym krążku. Tak więc
choćby ze względu na wyśmienite wiosłowanie, czy też wyborną atmosferę mroźnej
melancholii warto zgłębić tę produkcję. Bardzo dobry, klimatyczny, melodyjny
Death/Doom o skandynawskim szlifie. Ja to kupuję.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz