Seth
„La France Des Maudits”
Season Of Mist 2024
Siódmy album tej
francuskiej kapeli to osiem kawałków przepięknego black metalu, z którym miałem
nieszczęście obcować przez ponad trzy kwadranse, ale udało mi się jakoś wyjść z
tego cało. Nie będę jednak temu sekstetowi szpilek wbijał, bo to kolejny
materiał, który nie jest skierowany do mnie, a panowie kupę pracy w niego
zapewne włożyli, ponieważ brzmi to wybornie, a że trochę podczas słuchania mdli
to chyba nic wielkiego dla dorosłego mężczyzny więc nie będę się mazgaił. Francuzi
zapodali teatralnie brzmiący bleczur, będący plątaniną sunących w różnym tempie
riffów i tremolo o wykwintnych melodiach, które chwytają za gardło i serce. Ta
dobrze zaaranżowana, lecz totalnie przeładowana muzyka doprawiona jest
syntezatorowym podkładem, pełnymi gniewu i boleści wokalami i bajecznie
brzmiącymi talerzami. W poszczególnych utworach dzieje się naprawdę sporo, ale
nic dziwnego, gdyż przecież nad tymi kompozycjami głowiło się sześciu gości.
Każdy z nich swoją robotę wykonał perfekcyjnie. Gitarzyści szyją jak ta lala i
nie używają do tego tylko agresywnego i harmonijnego kostkowania. Pełno w ich
grze również wszelkich koronkowych ozdobników, melancholijnych przerywników i
nie brakuje nawet balladowych wstawek. Klawiszowcy również stanęli na wysokości
zadania, bo ich momentami wręcz symfoniczne pasaże wyszły epicko. Sekcja
rytmiczna zagęszcza całość idealnie, zwłaszcza wcześniej wspomniane blachy, zaś
mikrofoniarz wkłada w swoje krzyki dużo autentycznego uczucia. Nie wiem, jak
było na początku kariery tego zespołu, ponieważ to moje pierwsze i ostatnie z
nim spotkanie, a istnieją od 1995 roku, ale na „La France Des Maudits”
zarejestrowali mocno mainstreamowy black metal. Cudownie wyprodukowany,
pompatyczny, estradowy, grający na naiwnych emocjach i błyszczący niczym sale
Wersalu. Nie polecam, ale jeśli znajdą się chętni, to będą musieli się uzbroić
w cierpliwość, bo premiera przewidziana jest dopiero na czternastego lipca.
shub niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz