niedziela, 12 maja 2024

Recenzja Extreme Unction „In Lumine Mortis”

 

Extreme Unction

„In Lumine Mortis”

Caverna Abismal Rec. 2024 (Re-issue)

Chwilę temu napisałem kilka słów o demówce Extreme Unction, więc idąc za ciosem, dziś kolejny ze wznawianych materiałów tego zespołu, czyli debiutancka płyta. Materiał ten wydany został dwa lata po „In Sadness” i cechują go zauważalne różnice. Teoretycznie zespół pozostał w kanonie death / doom metalu, jednak muzyka Portugalczyków wyraźnie ewoluowała. Czy w dobrą stronę? Z tym można polemizować i każdy sobie na to opinię wyrobi własną. Faktem jest, iż kompozycje na „In Lumine Mortis” zyskały na szybkości i melodii. Nie są to już ponure hymny, a całkiem chwytliwe numery. Może nie od razu piosenki radiowe, gdyż wciąż sporo w nich ciężaru, choć tym razem, intensywniej niż wcześniej, nasączonego smutkiem. Można powiedzieć, że sporo tutaj pierwiastków nawiązujących do Amorphis z okolic drugiej płyty, czy też, zwłaszcza w szybszych partiach, melodyjnego death metalu ze Goteborga (ale bardziej z okolicy debiutu In Flames niż późniejszego).  Więcej też usłyszymy elementów bezpośrednio nawiązujących do My Dying Bride albo coraz bardziej rockowego wówczas Paradise Lost, zwłaszcza w płaczliwych liniach gitar. Jednocześnie, dużo na tym albumie naturalnego groove’u i lekkości, dzięki czemu piosenki Extreme Unction szybko wpadają w ucho i można przy nich zarówno potupać nóżką, co i odrobinę posmutkować. Zdecydowaną większość wokali stanowią growle, co prawda nie z gatunku ekstremalnych, ale na pewno bardziej wpływają one na odbiór in plus, niż wrzucanie w każdym możliwym momencie czystego śpiewu. Ten także występuje, acz stanowi bardziej dodatek niż styl konkurujący z wiodącym. Mimo bardzo wyraźnych inspiracji, Extreme Unction potrafili poskładać poszczególne składowe do kupy w całkiem ciekawy sposób. Materiał ten, mimo pewnego rodzaju awangardy (oczywiście w odniesieniu do tamtych czasów), nie wkraczał na pole karykaturowych eksperymentów. Oczywiście, dziś można stwierdzić, że takie granie nieco trąci myszką, co dla jednych będzie przeszkodą nie do pokonania, a inni będą z radością zacierać łapki. Ja stoję gdzieś pomiędzy. „In Lumine Mortis” to całkiem niezły matex, lecz na pewno nie esencjalny. Fani tamtej epoko powinni jednak być ukontentowani.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz