wtorek, 7 maja 2024

Recenzja MORAX „Rites And Curses”

 

MORAX

„Rites And Curses” (Ep)

High Roller Records 2023

Morax to one man band z Bergen w Norwegii. W całości odpowiada za niego Remi Andrè Nygård (znany również z gry w Inculter i Hjelvik) i może Was to zdziwi, ale chłopak ten wcale nie rzeźbi w Black Metalowej materii. On nade wszystko ukochał tradycyjny, koszerny Heavy Metal, jaki królował na początku lat 80-tych i taką właśnie muzykę zaprezentował na swym debiutanckim materiale, który ukazał się pod sztandarami High Roller Records. „Rites And Curses” to więc fachowa, rzetelna, na wskroś klasyczna produkcja, nad którą unosi się z lekka tajemnicza, okultystyczna atmosfera. Na pierwszym materiale Morax usłyszymy także struktury nawiązujące do klasycznego Rocka, czy surowego, kanonicznego  Doom Metalu, jednak podstawą i zarazem głównym punktem programu są tu zgrabne, chwytliwe, ortodoksyjne riffy i jadowite partie solowe. Surowe beczki i twardy bas skrzętnie i pieczołowicie pracują natomiast nad tym, aby stworzyć solidne, mocne fundamenty, na których może poszaleć wiosło i trzeba przyznać, że oba instrumenty, tworzące sekcję rytmiczną, ze swego zadania wywiązały się bardzo dobrze, zapewniając jednocześnie tej produkcji niezgorszy groove. Równie tradycyjne wokale idealnie wpisują się w warstwę muzyczną tego krążka, choć czasami wydają się trochę nieobecne i zbyt wycofane, co mogło być jednak efektem zamierzonym, podkreślającym kabalistyczny wydźwięk zawartych tu kompozycji. Niezaprzeczalnie czuć w muzyce Morax ducha wczesnego Mercyful Fate, czy Coven, są w niej także pierwiastki twórczości Angel Witch i delikatne dotknięcie Ghost z czasów „Opus Eponymous”. Dołożono wszelkich starań, aby materiał ten był szczery i stosunkowo prosty, ale zarazem pierwotnie organiczny i wierzcie mi, „Rytuały i Przekleństwa” taki właśnie jest, i to cieszy (przynajmniej mnie). Debiut Norwega nie rzuca może na kolana, aspekty kompozycyjne wymagają niewątpliwie większego dopracowania, jednak start ma chłopak naprawdę dobry i jeżeli będzie dalej wytrwale pracował, a przede wszystkim uzupełni skład zespołu podobnymi sobie, oddanymi maniakami diabelskiej klasyki, to w niedalekiej przyszłości może powstać z tego projektu coś naprawdę dobrego, czego sobie, Wam, jak i Remiemu życzę z całego, mego zjebanego serducha.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz