Incipient
Chaos
„Incipient
Chaos”
I, Voidhanger Records 2024
Zespół
ten powstał w 2014 roku na terenie Francji. Od tamtej pory wydał zaledwie dwie
epki i pojawił się na jednym splicie. Komponowanie i rejestracja tego debiutu
trwała podobno kilka lat, a co z tego wynikło? Ano siedem wałków o niezbyt
krótkim czasie trwania, bo zebrane do kupy dają prawie pięćdziesiąt minut black
metalu w iście francuskim stylu. Nie spodziewajcie się jednak po tym tercecie
kosmicznej aury czy też wybujałych, ezoterycznych pasaży, gdyż „Incipient
Chaos” niesie ze sobą nieco inne podejście do tego gatunku niż na przykład
Deathspell Omega i jemu podobne twory. Co prawda pewne punkty styczne z
tamtejszym ujęciem bleka naturalnie w muzyce Incipient Chaos występują, ale
wydaje mi się, że jej wydźwięk jest zgoła inny. Ci mieszkańcy Nantes wykonują
bowiem dość hałaśliwą odmianę rogacizny, która na pierwszy rzut ucha jawi się
jako istna kakofonia, a pierwsze spotkanie z nią może być bolesne. Bo
wnikliwszym przesłuchaniu z tego zgiełku, który płynie w całkiem szybkim
tempie, zaczynają wyłazić wijące się riffy i spiralne tremolo. Ta początkowo
zgrzytliwa soniczna lawina zaczyna wtedy układać się w całość i snuć agresywne
akordy, które pomimo aroganckiego charakteru nie są pozbawione chwytliwości.
Nie jest to jednak melodyjność zapraszająca do tańca, lecz huragan pełen
złośliwych podmuchów i bolesnych ugryzień. Kąsa i drapie aż do kości przy
akompaniamencie równie nieźle zapierdalającej sekcji rytmicznej oraz wrzasków i
warknięć wokalisty. Nie oznacza to, że ta zawierucha szaleje przez cały czas,
ponieważ Incipient Chaos potrafi też klimatycznie zwolnić i przy tym gnieść
miarowo, udając się w tych momentach w niemalże rytualne rejony. Wystarczy
przysłuchać się trzeciemu „The Fire That Devours The Soul And Flesh” aby
doświadczyć tych mistycznych chwil, zaś w dwóch ostatnich numerach „Dragged
Back To The Abyss” i „All Is Lost, All Is Found” poza okultystycznymi
liźnięciami panowie częstują nas także epickimi zagrywkami i odrobiną
melancholii. Zimny i kipiący „złą” energią krążek, zagrany tak jak tylko
Francuzi potrafią, czyli oryginalnie i z kurtuazją. Jak dla mnie trochę zbyt melodyjny,
aczkolwiek jeszcze kilka razy sobie posłucham. Fanom francuszczyzny i nie
tylko, polecam.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz