wtorek, 14 maja 2024

Recenzja Incipient Chaos „Incipient Chaos”

 

Incipient Chaos

„Incipient Chaos”

I, Voidhanger Records 2024

Zespół ten powstał w 2014 roku na terenie Francji. Od tamtej pory wydał zaledwie dwie epki i pojawił się na jednym splicie. Komponowanie i rejestracja tego debiutu trwała podobno kilka lat, a co z tego wynikło? Ano siedem wałków o niezbyt krótkim czasie trwania, bo zebrane do kupy dają prawie pięćdziesiąt minut black metalu w iście francuskim stylu. Nie spodziewajcie się jednak po tym tercecie kosmicznej aury czy też wybujałych, ezoterycznych pasaży, gdyż „Incipient Chaos” niesie ze sobą nieco inne podejście do tego gatunku niż na przykład Deathspell Omega i jemu podobne twory. Co prawda pewne punkty styczne z tamtejszym ujęciem bleka naturalnie w muzyce Incipient Chaos występują, ale wydaje mi się, że jej wydźwięk jest zgoła inny. Ci mieszkańcy Nantes wykonują bowiem dość hałaśliwą odmianę rogacizny, która na pierwszy rzut ucha jawi się jako istna kakofonia, a pierwsze spotkanie z nią może być bolesne. Bo wnikliwszym przesłuchaniu z tego zgiełku, który płynie w całkiem szybkim tempie, zaczynają wyłazić wijące się riffy i spiralne tremolo. Ta początkowo zgrzytliwa soniczna lawina zaczyna wtedy układać się w całość i snuć agresywne akordy, które pomimo aroganckiego charakteru nie są pozbawione chwytliwości. Nie jest to jednak melodyjność zapraszająca do tańca, lecz huragan pełen złośliwych podmuchów i bolesnych ugryzień. Kąsa i drapie aż do kości przy akompaniamencie równie nieźle zapierdalającej sekcji rytmicznej oraz wrzasków i warknięć wokalisty. Nie oznacza to, że ta zawierucha szaleje przez cały czas, ponieważ Incipient Chaos potrafi też klimatycznie zwolnić i przy tym gnieść miarowo, udając się w tych momentach w niemalże rytualne rejony. Wystarczy przysłuchać się trzeciemu „The Fire That Devours The Soul And Flesh” aby doświadczyć tych mistycznych chwil, zaś w dwóch ostatnich numerach „Dragged Back To The Abyss” i „All Is Lost, All Is Found” poza okultystycznymi liźnięciami panowie częstują nas także epickimi zagrywkami i odrobiną melancholii. Zimny i kipiący „złą” energią krążek, zagrany tak jak tylko Francuzi potrafią, czyli oryginalnie i z kurtuazją. Jak dla mnie trochę zbyt melodyjny, aczkolwiek jeszcze kilka razy sobie posłucham. Fanom francuszczyzny i nie tylko, polecam.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz