sobota, 11 maja 2024

Recenzja LIGHTLORN „At One With The Night Sky”

 

LIGHTLORN

„At One With The Night Sky”

Black Lion Records 2023

 

Lightlorn to Szwedzki duet, który zmaterializował się na scenie cirka dwa lata temu. Po wydaniu (oczywiście tylko w formie digital) kilku singli i jednej, nieco dłuższej Ep’ki (mowa o „These Nameless Worlds”, która to doczekała się wznowienia na srebrnym dysku w 2023 roku) zespól złożył w końcu do kupy swój pierwszy album długogrający, który to swym mecenatem otoczyła Black Lion Records. „At One With The Night Sky” to zatem nieco ponad 50 minut Atmospheric Post-Black Metalu, który podano tu z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jak to najczęściej bywa w przypadku płyt z tego typu muzyką, prym wiodą tu bardzo dobre, rozbudowane, dopracowane partie wiosła. Gitara naprawdę szyje tu na bogato, zabierając słuchacza w podróż po kosmicznych zakamarkach i międzygwiezdnych wymiarach. Sporo tu więc ciekawego, melodyjnego, dynamicznego riffowania o agresywnym szlifie, rozłożystych, klimatycznych struktur, dopieszczonych partii solowych, instrumentalnych, często akustycznych pasaży, oraz nieoczywistych, melancholijnych harmonii. Wiosłowanie na tym krążku robi wrażenie, słychać doskonały warsztat techniczny, a przy tym całość jest spójna, zwarta i tworzy jakby jedną, wielką odyseję. Bębny (w tym przypadku jak mniemam zaprogramowane), choć mają syntetyczny posmak, biją fachowo i tworzą bardzo solidny fundament pod gitarowe harce, natomiast wokale (zarówno te agresywne, jak i czyste), podobnie jak atmosferyczny parapet o kosmicznym wydźwięku stanowią wyborne, akcentujące astralny, galaktyczny feeling tej produkcji dopełnienie. „Jedność z Nocnym Niebem” to płytka, której dobrze się słucha, jest w tych dźwiękach pewien klimat i emocje. No i tu właśnie pojawia się mój problem z tym materiałem, gdyż atmosfera, którą na tym wydawnictwie kreują Szwedzi jest jak na mój gust zbyt optymistyczna, refleksyjna i pogodna, żeby nie powiedzieć, że czasami wręcz jowialna. Mroku nie znajdziemy tu ani grama, choćbyśmy szukali go z gromnicą tak wielką, jak stodoła, a o jakiś głębszych, zainfekowanych ciemnością emocjach nawet już nie wspominam. Kończąc już zatem ten moje wywody, pierwszy pełniak Lightlorn to krążek, który, pomimo że zawiera naprawdę dobrą pod względem techniczno-aranżacyjnym muzykę, nie przemówił do mnie w najmniejszym nawet stopniu, a co za tym idzie wylądował w kiblu. Wszyscy, którzy jednak lubią radosny, relaksacyjny, ładny i błyszczący, choć wg mnie płytki i bezduszny Post-Black Metal, jedynkę Szwedów mogą łykać niczym pelikany i używać sobie z nią do woli. Miłej zabawy.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz