„At One With The Night Sky”
Black
Lion Records 2023
Lightlorn
to Szwedzki duet, który zmaterializował się na scenie cirka dwa lata temu. Po
wydaniu (oczywiście tylko w formie digital) kilku singli i jednej, nieco
dłuższej Ep’ki (mowa o „These Nameless Worlds”, która to doczekała się
wznowienia na srebrnym dysku w 2023 roku) zespól złożył w końcu do kupy swój
pierwszy album długogrający, który to swym mecenatem otoczyła Black Lion
Records. „At One With The Night Sky” to zatem nieco ponad 50 minut Atmospheric
Post-Black Metalu, który podano tu z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jak to
najczęściej bywa w przypadku płyt z tego typu muzyką, prym wiodą tu bardzo
dobre, rozbudowane, dopracowane partie wiosła. Gitara naprawdę szyje tu na
bogato, zabierając słuchacza w podróż po kosmicznych zakamarkach i
międzygwiezdnych wymiarach. Sporo tu więc ciekawego, melodyjnego, dynamicznego riffowania
o agresywnym szlifie, rozłożystych, klimatycznych struktur, dopieszczonych
partii solowych, instrumentalnych, często akustycznych pasaży,
oraz nieoczywistych, melancholijnych harmonii. Wiosłowanie na tym krążku robi
wrażenie, słychać doskonały warsztat techniczny, a przy tym całość jest spójna,
zwarta i tworzy jakby jedną, wielką odyseję. Bębny (w tym przypadku jak mniemam
zaprogramowane), choć mają syntetyczny posmak, biją fachowo i tworzą bardzo
solidny fundament pod gitarowe harce, natomiast wokale (zarówno te agresywne,
jak i czyste), podobnie jak atmosferyczny parapet o kosmicznym wydźwięku
stanowią wyborne, akcentujące astralny, galaktyczny feeling tej produkcji
dopełnienie. „Jedność z Nocnym Niebem” to płytka, której dobrze się słucha,
jest w tych dźwiękach pewien klimat i emocje. No i tu właśnie pojawia się mój
problem z tym materiałem, gdyż atmosfera, którą na tym wydawnictwie kreują
Szwedzi jest jak na mój gust zbyt optymistyczna, refleksyjna i pogodna, żeby
nie powiedzieć, że czasami wręcz jowialna. Mroku nie znajdziemy tu ani grama,
choćbyśmy szukali go z gromnicą tak wielką, jak stodoła, a o jakiś głębszych,
zainfekowanych ciemnością emocjach nawet już nie wspominam. Kończąc już zatem
ten moje wywody, pierwszy pełniak Lightlorn to krążek, który, pomimo że zawiera
naprawdę dobrą pod względem techniczno-aranżacyjnym muzykę, nie przemówił do
mnie w najmniejszym nawet stopniu, a co za tym idzie wylądował w kiblu.
Wszyscy, którzy jednak lubią radosny, relaksacyjny, ładny i błyszczący, choć wg
mnie płytki i bezduszny Post-Black Metal, jedynkę Szwedów mogą łykać niczym
pelikany i używać sobie z nią do woli. Miłej zabawy.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz