Venomous
Echoes
„Split
Formations And Infinite Mania”
I, Voidhanger Records 2024
Venomous
Echoes to jednoosobowy projekt ze Stanów Zjednoczonych założony przez Ben’a
Vanweelden’a. Ten multiinstrumentalista, będąc skupionym na dysmorfii swojego
ciała i związanych z tym zaburzeniem implikacjami psychologicznymi, postanowił
ten problem przelać na pięciolinię. Zresztą już nie pierwszy raz, gdyż „Split
Formations And Infinite Mania”, który ukazał się piątego kwietnia to już drugi
album Amerykanina. Kontynuuje on na nim przełamywanie stereotypów w muzyce
black-death metalowej, łącząc w niej klasyczne, dysonansowe oraz
dark-ambientowe granie. Ogólnie rzecz biorąc to poza tradycyjnymi riffami i
solówkami niekiedy kojarzącymi się z Morbid Angel oraz z tymi bardziej
wielowarstwowymi teksturami w stylu Portal, pozostałe części jego kompozycji
rysują się jako niezrozumiała kakofonia, która wyraźnie ociera się o noise.
Pomagają w tym różnorakie wokalizy, będące naprawdę szaleńczymi wrzaskami
człowieka, który przeżywa niemałe katusze. Zresztą wszystkie elektroniczne
elementy tutaj występujące również wprowadzają wręcz maniakalną atmosferę. Nie wiem,
jak jest w istocie i czy w rzeczywistości Ben cierpi na wspomnianą wcześniej
dolegliwość, ale jestem w stanie w to uwierzyć. Jakże w związku z tym musi on
przeżywać agonię, aby stworzyć taką, nie do końca zrozumiałą płytę. Wypełnioną
po brzegi schizofrenicznymi szumami, dronami i bezlitosnymi akordami. Gęste
gitary wraz z dudniącymi dołami generują bestialskie ataki, przeradzające się w
kaskadowo spadające dysonanse oraz wijące się solówki. Wszystko poprzecinane
samplami, dzikimi wokalami i złudnie uspokajającymi ambientowymi pasażami, gdyż
ich iluzoryczność wyjaśniają nagłe, soniczne detonacje. Na nic mamiące, fortepianowe
melodie czy elektroniczne pływy, bo wkraczająca bez ostrzeżenia brutalność w
postaci ostrych i bezlitosnych riffów niweczy ten spokój. Całościowo to mroczna
i diaboliczna muzyka, która nosi w sobie ból opętania przez wewnętrzne demony
jej twórcy. Pełna cierpienia, szaleństwa, wściekłości i bezsilności. Może
momentami niezbyt czytelna i trudna w odbiorze, lecz w swej awangardowości
przyciągająca uwagę. Nie dla wszystkich i nie na każdą chwilę. Raczej do
okazjonalnego słuchania.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz