wtorek, 21 maja 2024

Recenzja Stormcrow „Path To Ascension”

 

Stormcrow

„Path To Ascension”

Time To Kill Records 2024

To dopiero trzecia płyta w karierze tych Włochów, ponieważ skład tej kapeli zawiązał się już dość dawno. Miało to miejsce w 1997 roku więc leniuszki z nich są niemałe. Mniejsza z tym, bo nagrali w końcu „Path To Ascension”, który zawiera dziewięć numerów black metalu o wyraźnie szwedzkim sznycie. Wszystko w muzyce Stormcrow jest ładne jak mebelki w Ikei. Piękne i soczyste brzmienie gitar, spomiędzy którego wystrzeliwują ostro kąsające tremolando, dopracowane linie basu oraz perfekcyjnie działająca perkusja. Wszystko doprawione podwójnymi wokalizami i voilà, bleczur jak ta lala. Dobra, nie mam zamiaru, ani nie chce się pastwić, gdyż nie do mnie skierowany jest ten krążek, a mam świadomość, że fanów tego typu rzępolenia jest sporo. Zatem, poza idealną produkcją i wygładzonymi aranżacjami jest tutaj całkiem szybko i zarazem melodyjnie. Mamy więc w przypadku tych Mediolańczyków do czynienia z połączeniem dwóch stylów. Wartkie chwytliwości to Dissection, zaś dynamiczne i wojownicze riffy wraz z podkreślającą je perkusją to Marduk. Fuzja ta zrodziła hybrydę, która może się podobać. Szybkie i harmonijne cięcia utrzymane w zawrotnym tempie, podbite sekcją rytmiczną i wokalnym dialogiem wchodzą gładko. Dodatkowo pomagają w tym podniosłe i epickie momenty, delikatnie filmowe nuty jak chociażby motyw z następującego po nieco indiańskim intrze „Dark Existence”, a także płynne przejścia pomiędzy zmieniającymi się akordami, które retuszują wszelkie wypukłości, czyniąc „Path To Ascension” gładkim do bólu. Jedyną skazą na tym idealnie oszlifowanym diamencie jest szósty „Verical Horizon”, będący krótki utworem instrumentalnym, odstający od reszty agogiką i mrocznym charakterem. Tak więc za pośrednictwem najnowszego wydawnictwa Stormcrow, mamy okazję poobcować z melodyjnym black metalem, który nie jest do końca pozbawiony jadowitości i kąsających złośliwie rozwiązań jak na przykład posępne tremolo w czwartym „Detached”, który swym usposobieniem także, jak wyżej wymieniony „Dark Existence”, odstaje od pozostałych. Dobrze zagrany i zarejestrowany materiał, który wpada w ucho. Choć nie leży w granicach moich zainteresowań, to wyznawcom takiego podejścia do rogacizny polecam. Nie powinni być zawiedzeni.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz