niedziela, 9 kwietnia 2023

Recenzja Ch'Ahom „Camazotz Cult”

 

Ch'Ahom

„Camazotz Cult”

Sentient Ruin Laboratories 2023

Jak widać powyżej, zabawne nazwy trafiają się nie tylko na naszym krajowym podwórku. Nie wiem co to Ch’Ahom, ale przyznacie, że brzmi jakby ktoś chrząknął, tudzież sobie donośnie kichnął. Brakuje jedynie wykrzyknika. No dobra, były śmichy chichy, to zajmijmy się sprawami poważnymi. Zespół powstał w roku piętnastym po to, by poprzez swoją muzykę czcić prehiszpańskie bóstwa. Panowie jednak Hiszpanami nie są, bo pochodzą z Essen, ale najwyraźniej germańskie tematy już się wyczerpały, zatem czas na import. „Camazotz Cult” to kompilacja pod banderą Sentient Ruin Laboratories, zawierająca niemal wszystko, co kwartet dotychczas zarejestrował oraz będąca jednocześnie zapowiedzią mającej się ukazać jeszcze w tym roku nowej EP-ki oraz pełnego debiutu. No i pomijając wszelkie uszczypliwości na które sobie pozwoliłem na wstępie, przyznać trzeba, że warto się z tymi nagraniami zapoznać.  O ile oczywiście lubujemy się w klimatach war metalowych i rytualistycznych, bo właśnie takie rewiry muzyczne eksplorują Niemcy. Słuchając tych czterech demówek nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w umieszczonych na nich kompozycjach faktycznie czai się coś pradawnego. Coś co Ch’Ahom wykopali z ziemi i czemu teraz oddają cześć i składają ofiary. Fakt, że główny trzon większości utworów to black/death metalowa łupanina. Dość kwadratowa i absolutnie nie oryginalna. Taka rzeczywiście byłaby całość, gdyby obedrzeć ją ze wszelkich, bogato stosowanych tu ozdobników. Rytualne odgłosy, wystukujące plemienne rytmy bębenki, trąby, szamańskie zaśpiewy i zawołania czy pomniejsze drobiazgi czynią tę muzykę bardzo mocno zliftingowaną, choć jednocześnie pierwotnie bezwzględną i ohydną. Utwory właściwe, utrzymane w większości w szybszym tempie, choć pełne zrywów i wyhamowań, przeplatane są plemiennymi przerywnikami, jeszcze mocniej wciągającymi słuchacza w świat kultu dawnych, prymitywnych ludów. Nadmienić jeszcze można, że Niemcy lubią chyba bardzo Sadogoat i Sadomator, bo lista utworów zawiera aż po dwa rovery tych bandów. Brzmienie, jak na nagrania demo przystało, jest odpowiednio brudne, chwilami mocno piwniczne, lekko ewoluujące z każdym kolejnym demosem. I gdyby panowie przy rejestracji debiutanckiego pełniaka pozostali na etapie „Lustfully Sinning for Death Metal”, to nie miałbym nic przeciwko. Bo ta muzyka wyłącznie w zasyfionych i podartych łachmanach prezentuje się szczerze. Każdy maniak Beherit, Blasphemy czy Proclamation łyknie ten niemal godzinny kawał muzy bez popitki. Mnie chłopaki kupili..

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz