Ch'Ahom
„Camazotz Cult”
Sentient Ruin Laboratories 2023
Jak widać powyżej, zabawne nazwy trafiają się nie
tylko na naszym krajowym podwórku. Nie wiem co to Ch’Ahom, ale przyznacie, że
brzmi jakby ktoś chrząknął, tudzież sobie donośnie kichnął. Brakuje jedynie
wykrzyknika. No dobra, były śmichy chichy, to zajmijmy się sprawami poważnymi.
Zespół powstał w roku piętnastym po to, by poprzez swoją muzykę czcić
prehiszpańskie bóstwa. Panowie jednak Hiszpanami nie są, bo pochodzą z Essen,
ale najwyraźniej germańskie tematy już się wyczerpały, zatem czas na import.
„Camazotz Cult” to kompilacja pod banderą Sentient Ruin Laboratories,
zawierająca niemal wszystko, co kwartet dotychczas zarejestrował oraz będąca
jednocześnie zapowiedzią mającej się ukazać jeszcze w tym roku nowej EP-ki oraz
pełnego debiutu. No i pomijając wszelkie uszczypliwości na które sobie
pozwoliłem na wstępie, przyznać trzeba, że warto się z tymi nagraniami zapoznać. O ile oczywiście lubujemy się w klimatach war
metalowych i rytualistycznych, bo właśnie takie rewiry muzyczne eksplorują
Niemcy. Słuchając tych czterech demówek nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w
umieszczonych na nich kompozycjach faktycznie czai się coś pradawnego. Coś co
Ch’Ahom wykopali z ziemi i czemu teraz oddają cześć i składają ofiary. Fakt, że
główny trzon większości utworów to black/death metalowa łupanina. Dość
kwadratowa i absolutnie nie oryginalna. Taka rzeczywiście byłaby całość, gdyby
obedrzeć ją ze wszelkich, bogato stosowanych tu ozdobników. Rytualne odgłosy,
wystukujące plemienne rytmy bębenki, trąby, szamańskie zaśpiewy i zawołania czy
pomniejsze drobiazgi czynią tę muzykę bardzo mocno zliftingowaną, choć
jednocześnie pierwotnie bezwzględną i ohydną. Utwory właściwe, utrzymane w
większości w szybszym tempie, choć pełne zrywów i wyhamowań, przeplatane są
plemiennymi przerywnikami, jeszcze mocniej wciągającymi słuchacza w świat kultu
dawnych, prymitywnych ludów. Nadmienić jeszcze można, że Niemcy lubią chyba
bardzo Sadogoat i Sadomator, bo lista utworów zawiera aż po dwa rovery tych
bandów. Brzmienie, jak na nagrania demo przystało, jest odpowiednio brudne,
chwilami mocno piwniczne, lekko ewoluujące z każdym kolejnym demosem. I gdyby
panowie przy rejestracji debiutanckiego pełniaka pozostali na etapie „Lustfully
Sinning for Death Metal”, to nie miałbym nic przeciwko. Bo ta muzyka wyłącznie
w zasyfionych i podartych łachmanach prezentuje się szczerze. Każdy maniak
Beherit, Blasphemy czy Proclamation łyknie ten niemal godzinny kawał muzy bez
popitki. Mnie chłopaki kupili..
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz