poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Recenzja AURORA BOREALIS „Prophecy is the Mold in Witch History is Poured”

 

AURORA BOREALIS

„Prophecy is the Mold in Witch History is Poured”

Hammerheart Records 2022

 


Piątkowy wieczór 24.03.2023. Polska reprezentacja piłki kopanej rozpoczyna eliminacje do Mistrzostw Europy 2024. Pierwszy mecz grają w Pradze z Czechami. Ledwo zaczęło się spotkanie, a tu już 1:0 dla pepiczków (gol padł bowiem jakoś w 30 sekundzie meczu). No ja pierdolę! Druga poważna akcja Czechów w 2 minucie spotkania i mamy 2:0 dla gospodarzy. To już dla mnie za dużo, odpuszczam sobie więc naszych mistrzów piłki nożnej i dla ukojenia nerwów postanawiam coś wypić, czegoś posłuchać i oczywiście sklecić na ten temat kilka zdań, które zainteresowani będą mogli przeczytać na łamach Apocalyptic Rites. Mój wybór padł na wydany pod koniec zeszłego roku, ósmy pełny album amerykanów z Aurora Borealis. Nie ukrywam, że zawsze podobała mi się twórczość tego zespołu, więc miałem nadzieję, że i ta płyta pozamiata mną konkretnie. No i pozamiatała, oj pozamiatała jak chuj, a może i jeszcze bardziej! „Prophecy is the Mold…” to bowiem pokaz jadowitego, technicznego Death/Black Metalu, który wpierdol spuszcza słuszny, nie zważając, że boli. A wierzcie mi,  wyprawia się na tej płycie naprawdę sporo i aby to ogarnąć, nie wystarczy pobieżne przesłuchanie tej płytki podczas wpierdalania czerwonego barszczu z kartonika. Nad tą płytką trzeba trochę przysiąść, a ja akurat miałem na to wystarczająco dużo czasu, gdyż na grę Polskiej Reprezentacji Piłki Nożnej pod wodzą nowego trenera żal było patrzeć. Wracajmy więc do muzyki, jaką usłyszałem na „Przepowiedni…”. Wspominałem już, że to wysoce zaawansowany technicznie Death/Black Metal, a teraz garść szczegółów. Wiosła wymiatają tu wybornie. Techniczne, nierzadko kaskadowo ułożone riffy tną aż do kości, pozostawiając głębokie, obficie krwawiące rany, linie basu są pozawijane mocniej niż świński ogonek warchlaka idącego na rzeź, jadowite, agresywne w chuj, zjadliwe wokale plują wokoło żrącym kwasem, a beczki sieją siarczysty rozpierdol, choć do ich brzmienia mam pewne zastrzeżenia. Mark Green to naprawdę zajebisty perkusista i myślę, że jego partie zasługują na zdecydowanie bardziej mięsisty i organiczny sound. Na tej płycie jest bowiem w tym temacie bardzo sterylnie i nieco bezdusznie, co troszkę mi przeszkadza, przy całym mym umiłowaniu dotychczasowej twórczości Aurora Borealis. Pomijając jednak brzmienie bębnów „Prophecy…” w chuj mnie się podoba. Jest to bowiem pyta, która łączy w sobie techniczne wyrafinowanie Metalu Śmierci zza wielkiej kałuży ze skandynawskim, surowym, czarcim pierdolnięciem rodem z najlepszych produkcji tego gatunku. Mnie to kurwa w pizdu kręci i prawdę powiedziawszy, w dupie mam jak będzie z Wami. Dla mnie to płytka zajebista. Houk! Powiedziałem! A jak tam nasze orły? No tak 3:1 w plecy. Całe szczęście, że odpuściłem sobie oglądanie tej żenady.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz