sobota, 29 kwietnia 2023

Recenzja DRAIN OF IMPURITY „Beneath the Maze of Infinite Equilibrium”

 

DRAIN OF IMPURITY

„Beneath the Maze of Infinite Equilibrium”

Independent 2023

Drain of Impurity poznałem w 2001 roku przy okazji ich Ep’ki „Sordid Acts of Torture” i praktycznie od razu muza tego projektu przypadła mi do gustu, choć w zasadzie nie ma na to racjonalnego wytłumaczenia. Nie jest to bowiem granie ani wybitnie techniczne, ani specjalnie odkrywcze, ani takie, które miałoby wnieść coś nowego do gatunkowych standardów. A jednak nie wiedzieć czemu zażarło i żre cały czas. Nie ma co się jednak nad tym zastanawiać. Zamiast owych rozmyślań wolę teraz przedstawić Wam moją opinię na temat najnowszego, wydanego w tym roku, piątego, długogrającego albumu zespołu prowadzonego od lat samodzielnie przez tureckiego maniaka uczestniczącego m.in. w poczynaniach Cenotaph, Grotesque Ceremonium, czy Womb of Decay. Tak więc na krążku tym, podobnie zresztą, jak i na poprzednich produkcjach tego ansamblu usłyszycie przepełniony chorą, bestialską, potwornie zwyrodniałą atmosferą Brutal Death Metal, który miażdży bezlitośnie i nikogo nie ma zamiaru pytać o pozwoleństwo. Rozpierdol moi mili jest tu okrutny i gęsty, a opiera się on na morderczych, cisnących przecudnie beczkach (i nie ma większego znaczenia, że prawdopodobnie to  automat, gdyż jego partie są organicznie tłuste i soczyste), masywnych, opasłych liniach dławiącego basu, brutalnych w chuj, mielących, mięsistych riffachi lepkich, paskudnych, wynaturzonych, gardłowych growlach. Niezaprzeczalna brutalność i pierwotne barbarzyństwo tej płyty to jedno, jednak rzeczą, która poniewiera równie skutecznie, jest jej anormalny klimat. Nie chodzi mi tu bynajmniej o tanie patologiczno-fekalne sztuczki. Atmosfera tego krążka jest popaprana totalnie, lecz bardziej kojarzy się z eksploracją niezbadanych wymiarów (zarówno tych kosmicznych, jak i mistyczno-eksterioryzacyjnych), co nadaje twórczości Drain of Impurity zdecydowanie własnego, charakterystycznego cyzelunku i reprezentatywności. No mnie kolejna już płyta tego zespołu sprowadza do parteru i sprawia, że krwawiąc, proszę o więcej. Nie wiem, jak będzie z Wami. Jedni pewnie podzielą moje zdanie, inni stwierdzą natomiast, że totalnie mnie pojebało. Żeby było weselej, obie frakcje będą miały rację. Tak, popierdoliło mnie już dawno temu, a moje uwielbienie dla patologicznie brutalnych, a przy tym niewąsko pokręconych  dźwięków praktycznie nie zna granic. I dla dobra sprawy, niech tak pozostanie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz