środa, 5 kwietnia 2023

Recenzja VoidCeremony „Threads Of Unknowing”

 

VoidCeremony

„Threads Of Unknowing”

20 Buck Spin

No i przyjebali w szczepionkę. 6 razy. Tyle kawałków bowiem znalazło się na drugim krążku VoidCeremony, projektu, który na orbicie moich zainteresowań był od samego początku i który do tej pory nigdy w pełni nie zaspokoił moich oczekiwań. Po nastu odsłuchach nadal nie jestem pewien czy „Thread Of Unknowing” w pełni spełnia moje oczekiwania, ale wiem, że ten materiał rósł we mnie z każdym odsłuchem i siedział w głowie inicjując rozkminy czy jest to sztuka dla sztuki, czy jest to może dzieło kompletne, a może jest to taki „złoty środek” idealnego „technicznego death metalu AD 2023”. Na żadne z powyższych odpowiedzi nie znalazłem, ale wiem, że kompozytorskie rozmycie i płynność formy zostały tym razem podtuczone, a pedalsko fioletowa okładka chyba nie współgra z zawartością. Zajęło mi jednak trochę czasu, żeby ten materiał urósł z poziomu „dobrego”, który trochę wyhamował mój entuzjazm przy pierwszym odsłuchu. Ale po kolei. W stosunku do poprzednich wydawnictw nastąpiła mała zmiana w szeregach – znanego z Ascended Dead Jona Reidera zastąpił na gitarze chyba największy obecnie wirtuoz tego instrumentu jeśli chodzi o death metal czyli Philippe Tougas (m.in. Cosmic Atrophy, Chthe’ilist, Zealotry). Oprócz tego na basie Damon Good (m.in. Star Gazer, Cauldron Black Ram, Mournful Congregation) i na garach Charlie Koryn (Ascended Dead, Vrenth, Funebrarum i pierdyliard innych dobrych bandów, pomimo że gość ma może 30 lat). Za mruczka i drugiego wiosłowego robi bliżej nieznany znikąd inąd Garrett Johnson. A po co to pisze? Bo przynajmniej trzech pierwszych to w tym momencie chyba czołówka instrumentalistów jeśli chodzi o śmierćmetalowy łomot, a za sprawą „Threads Of Unknowing” efekt synergii jest niewspółmiernie lepszy od oczekiwanego. Tu jest tak pograne, że skalpy zdarte, mózgi rozsmarowane. Ta muzyka nadal bezkształtnie płynie, jakby była jedną wielką improwizacją, a mimo to jest o wiele bardziej mięsista i wyrazista niż na wcześniejszych nagraniach. Tougas wygrywa te swoje perliste solówki jak nikt inny, bas gra jak natchniony, bez żadnej spiny, ale kiedy trzeba sieje gęstym aż miło. Koryn dla odmiany jest zawsze i wszędzie. I pewnie gdyby tylko mruczek za mikrofonem jakoś wyłamywał się ze współczesnej średniej gatunkowej to padłbym na dwa kolana, a tak padam na jedno. Może i jest to bardziej przyziemne, mniej metafizyczne granie niż StarGazer, może mniej tu odważnych eksperymentów na miarę Diskord, może nie szuka to nowej niszy jak Blood Incantation, ale w finalnym rozrachunku wygrywa jakością wykonawczą i bądź co bądź – w pełni deathmetalowym graniem, bez wycieczek poza ramy gatunku (choć echa wczesnego goteborskiego grania można tu odnaleźć). Co by nie mówić – taki poziom wykonawczy prezentuje ledwie mała garstka zespołów, które uprawiają taką odmianę death metalu. VoidCeremony numerem jeden nie jest, ale może kiedyś będzie, bo potencjał ma. Ne zmienia to faktu, że tym wydawnictwem potwierdzili w pełni swój potencjał i – w moim odczuciu jest to coś zdecydowanie więcej niż najwyższej próby instrumentalna żonglerka. Jak ktoś lubi takie obertasy to kupować śmiało, pełna rekomendacja.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz